Dlaczego nie traktować jako normy rodziny z szóstką dzieci, porodem domowym i codzienną modlitwą, zerową niemal ilością konfliktów? Bo, niestety, to nie jest normą. Jasne, że powinno być, ale nie jest. Jest to alternatywa, o ile takie idealne rodziny jak ta w ogóle istnieją. Jak ktoś takiej rodziny nie widział na oczy, albo widział z realnej, mniej cukierkowej strony, to tego przesłania po prostu nie kupi lub potraktuje je jak wspomniane wyżej bajki o kulturach z puszczy amazońskiej.
I nie piszę, że książka jest nachalna, tylko że ja bym nie chciała być odebrana, jako osoba nachalna.
Nie znam tej książki @OlaOdPawla i @Shrekowa, ale bez przesady, książki z reguły nie są o standardowym bohaterze w standardowym środowisku ze standardowymi przeżyciami. Cóż by w nich było ciekawego? Książki są fajne, kiedy inspirują. I myślę, że przy takiej książce kluczowe jest czy jest dobrze, ciekawie napisana, lekkim piórem i z dozą humoru. W przeciwnym razie rzeczywiście może być źle odebrana, jako propagandowa. Z drugiej strony nie chciałbym żeby dziecko czytało książke o gejach, czy patchworkach, nawet (a może szczególnie jeśli!) dobrze, ciekawie napisaną, lekkim piórem i z dozą humoru... Więc na pewno trzeba przemyśleć co komu się daje.
Dobra, nie pozostaje mi nic innego niż...przeczytać Wyrobię sobie zdanie u źródła i się wypowiem No to już wiadomo co na początku wakacji będziemy czytali Ps. W sumie, zareklamowałaś jednak
Dobra, nie pozostaje mi nic innego niż...przeczytać Wyrobię sobie zdanie u źródła i się wypowiem No to już wiadomo co na początku wakacji będziemy czytali Ps. W sumie, zareklamowałaś jednak
Polecam, szczególnie młodszym dzieciom. U nas słychał 6-latek i drugoklasistka.
Czytaliśmy z dzieciakami wszystkie trzy książki z serii o niebieskim domu. Dzieciom się podobało. Mnie zgrzytały w sumie jedynie w trzeciej części elementy pandemiczne...Zupełnie nie nasz pogląd na sprawę i można było to zł nimalizowacno też byłoby ok. A tak co do naiwności to "Dzieci z Bullerbyn" dzieją się w latach 30 XXw i tam jest dopiero idealizacja rzeczywistosci
Czytałam synowi 3 części. Nie odbieram tych książek jako nachalnej promocji katolickiego światopoglądu. Owszem, wynika z nich jasno, że autorka jest osobą wierzacą, ale dla mnie to akurat jest plus, bo to też mój świat wartości, w którym chce wychować dzieci. Uważam, że wszelakich patologii mamy na codzien aż nadto, nie chciałabym o nich czytać jeszcze w książkach dla dzieci.
Dlatego też czytam dzieciom Edit: nie podważam wartości tej książki, tylko sama bym nie wybrała jej jako książki dla randomowych dzieci na zakończenie roku.
@Izka też mi to utkwiło!!! Dla mojego Taty i Męża mycie garów to chleb powszedni... Przeczytawszy ten fragment ze zdjęcia, uznałam, że to atak (propagandowy) w kierunku tych niemyjących
@Rusalka, a znacie "Rok w lesie"? U nas to był hit swego czasu. Ja też bardzo lubiłam. Każdy miesiąc ma swój obrazek - można czytać miesiącami, a można też śledzić, co robią poszczególne zwierzaki w ciągu całego roku. Piękne ilustracje.
Porównajcie Niebieski dom z serią "8+2". Tam też świetna duza rodzina że wzorowymi relacjami ale czyta się o wiele lepiej.
Zgadzam się z @Wandą. Kupiłam "Niebieski dom" zachęcona opiniami na orgu, ale nie byłam w stanie go przeczytać - ani sama, ani z dziećmi. Podrzuciłam potem córce 11-letniej, też tylko zaczęła i nie mogła przełknąć. Nie wiem, może gdzieś istnieją takie idealne rodziny, gdzie rodzeństwo zwraca się do siebie zawsze sympatycznie i w wołaczu, mama nigdy nie traci cierpliwości i nikt nie podnosi na nikogo głosu, ale dla mnie było to bardzo sztuczne wszystko.
A serię "8+2" uwielbiam, a ze wszystkich postaci - najbardziej babcię i Morciszka. Chociaż jak teraz się nad tym zastanawiam, to tam też mama nigdy nie traci cierpliwości. Uwielbiam rozdział, w którym babcia kupuje mikser ręczny... I ten, w którym najstarsza córka spełnia swoje marzenie i przyjeżdża do domu pięknie ubrana na białym koniu... Niesamowity był dla mnie stosunek do rzeczy materialnych przedstawiony w tych książkach - do posiadania, oszczędzania, przerabiania, kupowania czegoś nowego (tylko w ostateczności, po dłuższym namyśle). Zawsze jak to czytam, mam przed oczyma moją prababcię, która każdy przedmiot szanowała aż do przesady.
Hm, ja w sumie się staram zwracać tak do dzieci przynajmniej czasami, bo uważam, że w wołaczu jest ładniej i milej. Ale zauważyłam, że jak tylko jestem zirytowana, albo muszę powtórzyć polecenie, albo po prostu się spieszę, to zaraz porzucam wołacz. No a dzieci między sobą to w ogóle rzadko go używają... zazwyczaj wtedy, jak im bardzo zależy, żeby ta druga osoba na coś się zgodziła.
To chyba zależy też od imienia. Są takie imiona, zwłaszcza długie, wielosylabowe, gdzie wołacz ma takie "podniosłe" brzmienie, trochę nieprzystające do codziennych komunikatów. Ale generalnie lubię wołacz i ubolewam, że stosowanie go jest trochę w odwrocie.
Komentarz
Książki są fajne, kiedy inspirują. I myślę, że przy takiej książce kluczowe jest czy jest dobrze, ciekawie napisana, lekkim piórem i z dozą humoru. W przeciwnym razie rzeczywiście może być źle odebrana, jako propagandowa.
Z drugiej strony nie chciałbym żeby dziecko czytało książke o gejach, czy patchworkach, nawet (a może szczególnie jeśli!) dobrze, ciekawie napisaną, lekkim piórem i z dozą humoru... Więc na pewno trzeba przemyśleć co komu się daje.
Wyrobię sobie zdanie u źródła i się wypowiem
No to już wiadomo co na początku wakacji będziemy czytali
Ps. W sumie, zareklamowałaś jednak
Edit: nie podważam wartości tej książki, tylko sama bym nie wybrała jej jako książki dla randomowych dzieci na zakończenie roku.
Dla mojego Taty i Męża mycie garów to chleb powszedni...
Przeczytawszy ten fragment ze zdjęcia, uznałam, że to atak (propagandowy) w kierunku tych niemyjących
Sorki ...
Styl dla mnie trudny przełknięcia.
Mamy taką ulubioną: Moja pierwsza księga przyrody.
To poszukam.
A serię "8+2" uwielbiam, a ze wszystkich postaci - najbardziej babcię i Morciszka. Chociaż jak teraz się nad tym zastanawiam, to tam też mama nigdy nie traci cierpliwości. Uwielbiam rozdział, w którym babcia kupuje mikser ręczny... I ten, w którym najstarsza córka spełnia swoje marzenie i przyjeżdża do domu pięknie ubrana na białym koniu... Niesamowity był dla mnie stosunek do rzeczy materialnych przedstawiony w tych książkach - do posiadania, oszczędzania, przerabiania, kupowania czegoś nowego (tylko w ostateczności, po dłuższym namyśle). Zawsze jak to czytam, mam przed oczyma moją prababcię, która każdy przedmiot szanowała aż do przesady.
Anko!
Najbardziej lubię, gdy maluchy mówią Antonino.
No i jak Małgosia była mniejsza i Wojtku wymawiała Łośku.