U mnie zawsze był jeden obiad, żadnego wymyślania. Jak komuś nie pasuje zrób sobie sam. Więc zero grymaszenia. Każdy przychodził o innej porze, jak obiad już wystygł to mikrofala. To już naprawdę małe sobie dawały radę. No chyba, że raz włożyła metalowy garnuszek do mikrofali
@Shrekowa ale to normalne w dużych rodzinach, że jak jest jak, to się je wspólnie I fajnie. Ale spinać się, że nie ma tak codziennie, bo idea jest, że ma być wspólnie. No to chyba coś nie tego... Może to wychodzi w rodzinach 2+2 nie wiem...
Czekajcie, czy ja dobrze rozumiem, że macie na myśli dziecięcą kuchenną samowolkę? A gdzie wspólne zasiadanie do stołu ze zbilansowanym posilkiem, karafką wody i gałązkami jaśminu?
I love you Pani domu w spódnicy, dziewczynki w warkoczykach związanych kokardkami Maly braciszek "dokazuje", a ojciec w międzyczasie pogrywa na pianinie.
Jeny. Bez sensu. Skoro część osób w rodzinie wraca w podobnej porze to czemu nie zjeść razem? To jest jakaś idea , przykaz bo tak? Chyba jedzenie osobno bo tak i żeby tylko nie porozmawiać ze sobą to jakaś idea.
Chyba nie rozumiem. Mnie chodzi o to, żeby właśnie jeść razem wspólne posiłki. A rady dotyczą tego co zrobić, jeśli jednak się nie da.
A odsmażanie ziemniaków odpada. Jeden syn ma tendencję do tycia. Skupiłam się na zmniejszeniu ilosci cukru w jego diecie, ale nie ograniczylam schabowych i jajecznicy na kiełbasie, i niestety okazało się, że cholesterol za wysoki.
Jak u Was wygląda układ posiłków w tygodniu, kiedy dzieci i rodzice wracają do domu o różnych porach? Jecie wspólny późny obiad? Czy kolację?
U nas jest tak. Rano (7:20) chłopaki jedzą jakąś zupę mleczną, córka nie. Do szkoły chłopaki biorą kanapki na drugie śniadanie (9:30) i obiad w termosie (13:00), córka jogurt. I potem wracają: córka o 15:30 bardzo głodna, jeden syn ok.16:30 niezbyt głodny, drugi syn dwa razy w tygodniu o 17:30, głodny, a trzy razy o 16, nie głodny. Mąż ok. 17, głodny. Ledwie się skończy maraton obiadowy (bo my z mężem i córką wtedy jemy obiad, a jak synowie mieli w szkole zupę to też), a zaczyna się maraton kolacjowy. Ponieważ ja już nie mam weny ani ochoty, każdy zaczyna sobie coś robić według własnego pomysłu, co trwa godzinami, opróżnia lodówkę i brudzi całą kuchnię.
Krótko mówiąc, nie jestem w stanie nastarczyc z tymi posiłkami.
Help!
Może nie rób im tych termosów to wtedy chociaż wszyscy wrócą głodni o dosc podobnej porze;) a i ty będziesz miała mniej roboty
W tygodniu raczej nie jemy razem, ale w podgrupach, nie mamy scian dzialowych na dole więc i tak ten kto akurat wrócił podgrzal i je jest z nami w kontakcie obiady robię odgrzewalne, czasem cieple kolację , Szybkie ciepłe kolacje oprócz MC w drodze z treningu to np gotowane kolby kukurydzy , albo garnek gotowanego bobu, albo kilka ugotowanych jajek - każdy ma ręce i sobie weźmie
Jak u Was wygląda układ posiłków w tygodniu, kiedy dzieci i rodzice wracają do domu o różnych porach? Jecie wspólny późny obiad? Czy kolację?
U nas jest tak. Rano (7:20) chłopaki jedzą jakąś zupę mleczną, córka nie. Do szkoły chłopaki biorą kanapki na drugie śniadanie (9:30) i obiad w termosie (13:00), córka jogurt. I potem wracają: córka o 15:30 bardzo głodna, jeden syn ok.16:30 niezbyt głodny, drugi syn dwa razy w tygodniu o 17:30, głodny, a trzy razy o 16, nie głodny. Mąż ok. 17, głodny. Ledwie się skończy maraton obiadowy (bo my z mężem i córką wtedy jemy obiad, a jak synowie mieli w szkole zupę to też), a zaczyna się maraton kolacjowy. Ponieważ ja już nie mam weny ani ochoty, każdy zaczyna sobie coś robić według własnego pomysłu, co trwa godzinami, opróżnia lodówkę i brudzi całą kuchnię.
Krótko mówiąc, nie jestem w stanie nastarczyc z tymi posiłkami.
Help!
Może nie rób im tych termosów to wtedy chociaż wszyscy wrócą głodni o dosc podobnej porze;) a i ty będziesz miała mniej roboty
Tak by było najlepiej i najbardziej po mojemu, ale jak już wspominałam, uginam się pod presją opinii szkolnej społeczności, która chyba uważa, że dziecko bez obiadu w południe czeka niechybnie śmierć głodowa, i ofiarnie dzieli się z takim nieszczęśnikiem własnym posiłkiem
Za odgrzewanymi ziemniakami też nie przepadam i w tygodniu są rzadko właśnie z tego powodu
Mikrofali nie mam ale mentalnie już ją zaakceptowałam ... wygrywa jednak poczucie estetyki nie mam gdzie jej postawić a niecierpię zagraconych blatów ... no więc nie mam
Się tak wymądrzam a sama dziś stałam przy garach wieczorem bo mi się zachciało racuchów z jabłkami Ale to wina @Rejczel
Byłam sceptyczna wobec tej teorii, że wysoki cholesterol jest od tłustej diety, za dużo znam osób jedzących bardzo chudo i mających problemy z cholesterolem, ale myślałam, że akurat w tym przypadku to by pasowało.
Poczytaj, moja siostrzenica ma wysoki cholesterol, lekarze nie znajdują innej przyczyny u niej, tylko tak ma w genach... A sprawdzałaś, czy dobry cholesterol wysoki? Bo może to tylko liczby. Jeśli dobry wyższy od złego, to zupełnie nie ma sensu się przejmować.
W sensie że ideologicznie nie je? Bo w samym niejedzeniu, o ile dieta dobrze ułożona, nic złego nie widzę. Moja bezmięsna jak jest w domu je to co jest oprócz mięsa, czyli np kaszę i warzywa, czasem dorzuca jajko albo tofu. Zupa zawsze u nas bezmięsna, zresztą w ogóle nie jemy mięsa codziennie. Nie widzę problemu. Zwłaszcza, że je rosół i ryby
A co do organizacji, jak dzieci były w domu, zawsze byla zupa albo danie jednogarnkowe, po powrocie z pracy robiłam jeszcze coś na ciepło na wspólną obiadokolacje
W ogóle to chyba muszę iść na jakąś psychoterapię. Przespałam się z tym, i koncepcja samodzielnego odgrzewania sobie przez dzieci obiadu napawa mnie przerażeniem Godziłoby to w fundament mojego rozumienia macierzyństwa Coś jak psychologiczny problem z cesarką u niektórych kobiet, że niby jak urodziły, jak nie urodziły. Głos własnej matki w mojej głowie nie dałby mi żyć.
U mnie zawsze stał garnek z zupą, kto wracał głodny to sobie dogrzewał. A drugie danie było razem, gdy mąż wracał. To teoria. Jak mieli szkołę muzyczną to dostawali wcześnie, później. Ziemniaki ugotowane chowałam w pierzyny, do łóżka, trzymały ciepło.
Moje dzieci jedzą obiady w szkole. Dlatego w tygodniu jest albo treściwa zupa, albo coś jednogarnkowe . Co łatwo podgrzać. Obiady z ziemniakami to tylko w weekendy, chyba że jestem w pracy. Odkąd mam multicooker to czasem robię w nim ryż do potrawki lub gulaszu - w zamkniętym on godzinami jest gorący. Lub samą potrawkę robię w multicooker a jedzą z chlebem.
Wśród moich jest dwoje wegetarian, ale gotowali sobie sami albo jedli to co ja ugotowałam. Teraz luz bo już się wyprowadzili.
Kolacje często robią sami, często ktoś zwabiony zapachem przychodzi i prosi ,,a zrobisz też dla mnie...? " Lub młody kucharz przewidując co będzie, z góry pyta ,, robię tosty/ naleśniki/ sałatkę, kto jeszcze chce?" Uczę żeby nie zostawiali po sobie syfu, i nawet mam już jakieś niewielkie sukcesy w tej dziedzinie. Ale nie mam problemu ze sprzątaniem jeśli nikt nie przeszkadza.
Ja też im najczęściej podgrzewam jeśli ma Cię to pocieszyć.... w teorii wszytko wiem, a jak jestem w domu to serce rwie do garów !
Polecam zupy i potrawy jednogarnkowe typu ryż z kurczakiem i warzywami w woku, jakies makarony , curry, mięso pieczone z sosem i pyzy A te ziemniaczki to w weekend
Komentarz
Każdy przychodził o innej porze, jak obiad już wystygł to mikrofala. To już naprawdę małe sobie dawały radę.
No chyba, że raz włożyła metalowy garnuszek do mikrofali
Może to wychodzi w rodzinach 2+2 nie wiem...
Mnie chodzi o to, żeby właśnie jeść razem wspólne posiłki. A rady dotyczą tego co zrobić, jeśli jednak się nie da.
W tygodniu raczej nie jemy razem, ale w podgrupach, nie mamy scian dzialowych na dole więc i tak ten kto akurat wrócił podgrzal i je jest z nami w kontakcie obiady robię odgrzewalne, czasem cieple kolację ,
Szybkie ciepłe kolacje oprócz MC w drodze z treningu to np gotowane kolby kukurydzy , albo garnek gotowanego bobu, albo kilka ugotowanych jajek - każdy ma ręce i sobie weźmie
To rozumiem
Za odgrzewanymi ziemniakami też nie przepadam i w tygodniu są rzadko właśnie z tego powodu
Mikrofali nie mam ale mentalnie już ją zaakceptowałam ... wygrywa jednak poczucie estetyki nie mam gdzie jej postawić a niecierpię zagraconych blatów ... no więc nie mam
Się tak wymądrzam a sama dziś stałam przy garach wieczorem bo mi się zachciało racuchów z jabłkami
Ale to wina @Rejczel
A co do organizacji, jak dzieci były w domu, zawsze byla zupa albo danie jednogarnkowe, po powrocie z pracy robiłam jeszcze coś na ciepło na wspólną obiadokolacje
Czekałam na Twój głos, @Juka.
Jak podkurek we Władcy Pierscieni.
Dlatego w tygodniu jest albo treściwa zupa, albo coś jednogarnkowe . Co łatwo podgrzać.
Obiady z ziemniakami to tylko w weekendy, chyba że jestem w pracy.
Odkąd mam multicooker to czasem robię w nim ryż do potrawki lub gulaszu - w zamkniętym on godzinami jest gorący. Lub samą potrawkę robię w multicooker a jedzą z chlebem.
Wśród moich jest dwoje wegetarian, ale gotowali sobie sami albo jedli to co ja ugotowałam. Teraz luz bo już się wyprowadzili.
Kolacje często robią sami, często ktoś zwabiony zapachem przychodzi i prosi ,,a zrobisz też dla mnie...? "
Lub młody kucharz przewidując co będzie, z góry pyta ,, robię tosty/ naleśniki/ sałatkę, kto jeszcze chce?"
Uczę żeby nie zostawiali po sobie syfu, i nawet mam już jakieś niewielkie sukcesy w tej dziedzinie. Ale nie mam problemu ze sprzątaniem jeśli nikt nie przeszkadza.
Polecam zupy i potrawy jednogarnkowe typu ryż z kurczakiem i warzywami w woku, jakies makarony , curry, mięso pieczone z sosem i pyzy
A te ziemniaczki to w weekend
Mrożone z Lidla, sami sobie gotują