Duża rodzina - pro tip
Ostatnio myślę sobie, że bycie dobrą matką w praktyce oznacza coś innego w rodzinie wielodzietnej niż małodzietnej.
Kiedyś @Malgorzata napisała, że dziwi się, że matki wielodzietne chcą wychowywać kilkoro dzieci tak, jakby były jedynakami. I na pewno miała rację. Tylko jak to wygląda od strony praktycznej?
Może zechcecie w tym wątku podzielić się swoimi patentami na różne trudne sytuacje typowe dla domu, w którym jest gromada dzieci.
Kiedyś @Malgorzata napisała, że dziwi się, że matki wielodzietne chcą wychowywać kilkoro dzieci tak, jakby były jedynakami. I na pewno miała rację. Tylko jak to wygląda od strony praktycznej?
Może zechcecie w tym wątku podzielić się swoimi patentami na różne trudne sytuacje typowe dla domu, w którym jest gromada dzieci.
Komentarz
Głupio mi mówić im w takich chwilach "Nie mam czasu, poczekaj". Nieraz oni dzielą się jakimiś swoimi przeżyciami, przemyśleniami, a ja bardzo bym chciała ich wysłuchać, ale oni wszyscy mówią na raz!
Macie jakiś system?
Typu że dziecko A ma przynieść następnego dnia do szkoły krem z daktyli, dziecko B rolkę po papierze toaletowym, dziecko C zgodę na wycieczkę, dziecko D wyrosło z sandałów, trzeba zadzwonić do przychodni po receptę itp. Przyznam, że jak po południu spada mi na głowę taka lista rzeczy do załatwienia, to dopada mnie nerwica.
To się wraz z liczbą dzieci rozrasta do niemożebnych rozmiarów.
Przyszło mi do głowy, żeby np. sprawy dotyczące najstarszego dziecka załatwiać tylko w poniedziałki, drugiego we wtorki itp...
Nie mam rady, tak swoją drogą, ale mam malo dzieci. O szkolnych sprawach musza pamiętać, wiedzą że jak robię posiłek do szkoły, to zawsze będzie czegoś brakować, a to łyżki do jogurtu (tak, takiego sklepowego, z kolorowymi kulkami), a to kanapki itp.
Zgody, podpisy - zwykle się przedawniają, albo szkoła dzwoni i pyta. Jak szkole zależy na informacji, to się po nią zgłosi.
Wiedza ze na moją pamięć nie ma.co liczyć, pilnują swoich spraw.
Spójrz na to inaczej - dzieci uczą się czekać na swoją kolej, uczą się że świat nie kręci się wokół nich, że nie są pępkiem świata. Że sprawy innych także są ważne.
Potrzeby muszą być zaspokajane, ale nie muszą być zaspokajane na gwizdek.
I wreszcie - trzeba ułożyć w głowie pewną hierarchię stada. Najpierw dorosły. Potem dziecko. To naprawdę ma sens. Buduje zdrowe relacje. A dorosły się nie wyczerpuje (tak szybko). Łatwo wpaść w obłęd pochylania się nad każdym jęknieciem i oszaleć, bo przy kilkorgu dzieciach - zwyczajnie tak się nie da.
U mnie kalendarz się bardzo sprawdza. Taki jak kalendarzmamy na lodówce (tylko przerobiony w Wordzie na odpowiednią wielkość) - sprawdza się już z 8 lat - każdy ma swoją kratkę na dany dzień i wszystko ładnie widać.
I drugi kalendarz/terminarz (teraz to się modnie nazywa bullet journal) na szczegółowe rozplanowanie dnia. Ale ja lubię odhaczać, co zrobiłam i czuć, że nie tylko dzieci wypełniają dzień. No i tam się więcej zmieści niż w kalendarzu na lodówce.
Bez kalendarza by się nie dało wg mnie.
I z takich mniejszych rzeczy: np. płatności robię hurtem, tzn za jednym wejściem do banku kilka. Telefony też (bardzo nie lubię rozmów telefonicznych). Librus raz dziennie jak dzieci w domu, żeby wyjaśnić co trzeba jeśli trzeba i mieć z głowy od razu.
Po 21.30 mają dać spokój, bo żadnych spraw nie przyjmuję, mogą przyjść następnego dnia (chyba że chorzy). Ale te zasadę ciągle próbują łamać.
Dawniej potrzeby dziecka ignorowano. Potem przyszła era pochylania się nad bombelkiem. Bo za dwadzieścia lat będzie miało depresję jak w wieku lat sześciu mama powie "później".
A jak zawsze, najlepszy jest złoty środek.
Tylko mamy wdrukowywane wprost to psychologiczne dzielenie włosa na czworo.
Tylko rozejrzyj się jakie są skutki. Jakie teraz często problemy i niedomagania ma młodzież i dorośli tak wychowani.
Tak jak napisałam, to jest w głowie i tam trzeba sobie to ustawić. To działa w dwie strony, bo dzieciaki świetnie wyczuwają nastawienie matki i jak ona ma poczucie winy wchodzą na głowę bez pardonu. Pytanie jaki jest skutek i czy warto.
Prawdziwe życie to nie czas na siłę wyodrębniony dla każdego, tylko płynnie, naturalnie, mimochodem rozmowy, interakcje. Pośród codzienności. Z zachowaniem zdrowej hierarchii i ustawieniem priorytetów.
Oczywiście że jak jest problem to ten czas trzeba wyłuskać. Chyba chodzi o skalę i pilność tego problemu.
Ale też o niesamobiczowanie się że w danym momencie się nie da rozdwoić. No nie da się.
I powiem szczerze, po latach wiem że dobrze wybrałam.
Mam bardzo samodzielne nastolatki, ogarnięte. Bardzo na plus to wyszło.