Pilnie potrzebuję samochodu!

123468

Komentarz

  • Pomyśl @Katarzyna czy jakby Twoja klientka była niezadowolona z "obsługi" przy porodzie to wolałabyś żeby przyszła do Ciebie czy opowiadała innym?
  • Aneczka08 powiedział(a):


    (...)NIe wiem jaki jest koszt naprawy ale serio poczujesz się choć trochę lepiej jak Ci się dołożą do remontu.
    (...)

    Wstępnie mechanik szacuje kosz na ok. 2000 zł. W tym nie ma kosztu wymiany opon (a są do wymiany i o tym akurat wiedziałam) ani naprawy instalacji gazowej.
    Nie wydaje mi się, że jakby mi rzucili 1000 zł po tym, jak się będę z nimi przez ileś dni chandryczyć, to jakoś wydatnie się od tego lepiej poczuję. To ja wolę przyjąć jeden poród więcej i zarobić sobie na ten remont bez niczyjej łaski.
    Cała sytuacja wzbudziła mój wielki niesmak. Na pewno nauczyła mnie, że nie można się dać nabrać na hasło "pewne auto", czy inne bzdury. Jednak, nie będę ściemniać, ryzyko było wliczone w cenę tego przedsięwzięcia. Nie mam złudzeń co do tego, że kompletnie się nie nadaję do kupowania samochodów. Zaufałam sprzedawcy. To był błąd. Nie pierwszy i nie ostatni tego typu błąd w moim życiu.
  • Aneczka08 powiedział(a):

    Pomyśl @Katarzyna czy jakby Twoja klientka była niezadowolona z "obsługi" przy porodzie to wolałabyś żeby przyszła do Ciebie czy opowiadała innym?

    Jedna była niezadowolona, jak dotąd. Nie chciała się ze mną spotkać. Przysłała tylko swojego chłopa, żeby mi powiedział, że odmawiają zapłacenia za usługę, bo poród skończył się transferem, a w szpitalu dziewczyna urodziła naturalnie, więc ich zdaniem transfer był nieuzasadniony. Ostatecznie zwrócili mi poniesione przeze mnie koszta. Raczej nie mam złudzeń, że mimo takiego obrotu sprawy (nie chandryczyłam się z nimi przed sądem, choć mieliśmy umowę, na podstawie której powinni mi zapłacić 75% stawki) laska mnie obsmarowała, gdzie tylko mogła. Cóż - takie ryzyko pracy z ludźmi, że można się komuś nie spodobać.
  • edytowano maja 2021
    Rozumiem, że nie masz siły się wykłócać, ale Aneczka08 dobrze radzi - spróbuj pisemnie i spokojnie poczekaj na reakcję, coś powinni zaproponować. Osobiście faktycznie szkoda nerwów, a jak dostaną pismo, to muszą coś odpowiedzieć.
    Podziękował(a) 1Aneczka08
  • @Katarzyna pocieszę, że jeżdżę ponad 10 lat autem, które stało 2 lata na placu w gorącej Italii.Po wymianie węży i gum jeździ(ł) jak złoto.

    Z tą instalacją gazową to faktycznie kicha.

    Podziękował(a) 1Katarzyna
  • @Aneczka08 dobrze prawi.
    Mailem. Skoro założyłaś, że i tak Cię spławią, to co Ci szkodzi.


    A potem z tym mailem co dostaniesz od nich do prezesa Toyoty w Polsce B) :p
    Podziękował(a) 1Aneczka08
  • Nie mam kontaktu z prezesem Toyota Polska. A nawet, gdybym miała, to nie sądzę, by było on odpowiednią instancją do rozpatrywania reklamacji. Pewnie jakiś dział od tego ma.
    Ja wiem, że mądrze prawicie, rozsądnie. Tylko jeszcze nie wiem, czy w poniedziałek znajdę czas i siły na jakieś wyczyny literackie. Poczekam też, co mechanik zrobi i powie w sprawie tego samochodu. I jaki rachunek mi wystawi. Pewnie od tego też będzie trochę zależeć moja motywacja do nadawania biegu tej sprawie.
  • A jak znajdziesz siły, rzeczowa reklamacja i delikatne postraszenie skargą do RPK?
    Raczej nie lubi się ich mieć na głowie...
  • Jest we mnie duży opór przeciwko straszeniu ludzi czymkolwiek. Sama bym nie chciała, żeby mnie ktoś straszył np. Okręgową Izbą Pielęgniarek i Położnych. Nawet, gdybym czuła, że po mojej stronie wszystko jest w porządku.
    Podziękował(a) 2Agnicha wiesia
  • Odebrałam samochód od sąsiada-mechanika. Jeździ. Teraz jeszcze wymiana opon (sąsiad polecił warsztat, który mi opony kupi i wymieni na poczekaniu) oraz remont gazu (sąsiad obiecał znaleźć kogoś, kto się tego podejmie).
    Jak zwykle, czuję, że Pan Bóg czuwa nad tym wszystkim. Opowiem Wam, jak było.
    Kupując samochód miałam świadomość, że opony i olej są do wymiany oraz trzeba go dość pilnie przejrzeć. Że jestem zupełnym lamerem w kwestii motoryzacji, poprosiłam o pomoc kolegę. On mi umówił warsztat na wtorek. Tyle, że pod Lublinem, bo on tam mieszka i tam ma swoich zaufanych znajomych. Miałam tam jechać w poniedziałek wieczorem, zatrzymać się u kolegi i jego rodziny, we wtorek wstawić samochód do warsztatu i modlić się, żeby mechanik skończył robotę do wieczora, albo chociaż do środy. Taki był plan i pewnie zostałby wdrożony. Tyle tylko, że wczoraj (piątek) w samochodzie spalił się bezpiecznik i jakiś kabelek i samochód przestał jechać jakieś 250 m od mojego domu. Obeznani znajomi, na podstawie objawów, jakie opisałam, uznali, że padł alternator. Szukałam kogoś, kto by mi go pilnie wymienił, ale bez powodzenia. Jeden mechanik z mojej wsi zobowiązał się zajrzeć, jak samochód dostarczę do niego do warsztatu (2 km ode mnie). Najbliższy sąsiad zgodził się mnie poratować i poszedł ze mną do mojego samochodu ze swoim całkiem nowym akumulatorem. Niestety, wymiana akumulatora nie pomogła. Sąsiad uznał, że najwyraźniej to jednak nie alternator. Czas zmitrężony nad samochodem pozwolił mojemu sąsiadowi na wykonanie namysłu teoretycznego. Oświeciło go nagle, że nasz inny sąsiad (drugi dom ode mnie) jest mechanikiem w salonie Toyoty od 20 lat i po godzinach na własnym podwórku naprawia samochody. Nie byłam tego świadoma. Sąsiad wykonał telefon do drugiego sąsiada i uzyskał zgodę na zapchanie mojego wozu pod jego bramę. Przybiegli moi duzi synowie i wspólnymi siłami zapchaliśmy wóz te 200 metrów pod bramę sąsiada-mechanika i wrzuciliśmy kluczyk do skrzynki na listy, zgodnie z poleceniem.
    Uczciwie napiszę, że, gdy późnym popołudniem sąsiad-mechanik w rozmowie ze mną przyznał, że w samochodzie jest sporo elementów do wymiany i postara się to zrobić w ciągu doby, to tylko przez grzeczność nie powiedziałam mu: "Nie ściemniaj pan!". Nie wierzyłam w takie tempo. Miałam nadzieję, że skończy zanim przedawni się przegląd techniczny, czyli do 5 czerwca.
    Tymczasem dziś o godzinie 20 sąsiad-mechanik zadzwonił, że samochód jest do odbioru. Do tego obiecał pomóc ogarnąć to, co jeszcze jest do ogarnięcia. Polecił się też na przyszłość, gdyby trzeba było olej wymienić lub poprzeczki pod bagażnik dachowy zamontować. Powiedział też, że zrobił rozpoznanie na rynku i wychodzi na to, że, nawet wliczając koszty dzisiejszej naprawy, zrobiłam całkiem niezły interes na tym samochodzie.
    Zaiste, opatrznościowo się to wszystko złożyło.
    @TecumSeh - zrzuć sobie ten kamień z serca, chłopie! Wygląda na to, że dobrze mi poradziłeś. :)
  • I to jest moment w którym czapki z głów.... przed Tym, któremu naprawdę nic spod kontroli się nie wymyka
    Podziękował(a) 2Aneczka08 Madzikg
  • Uffff...
    Jak dobrze miec sąsiada!
  • Z innej strony patrząc, to szkoda, że nie wyszło "pod Lublinem".
  • Powiem Wam, że w tej całej historii mnie żal najbardziej było @TecumSeh (wybacz, @Katarzyna).

    Znając jego podejście do rzetelności i odpowiedzialności oraz nieukrywaną wdzięczność i sympatię do Katarzyny, mimo obiektywnych przesłanek do braku poczucia winy - musiał czuć się nietęgo.

    Opinia sąsiada mechanika z 20-letnim doświadczeniem w Toyocie powinna pozwolić Tecumowi przestać się zagryzać.
    Podziękował(a) 3Izka Madzikg Wanda
  • @Duduś - też mam nadzieję na to, że @TecumSeh odetchnie z ulgą. :)
    Podziękował(a) 1Duduś
  • No i auto grzecznie zepsuło się pod domem, dobrze rokuje. Masz też teraz maechanika pod ręką, to jest mega bo też mam 2 domy dalej.
  • to teraz juz tylko Toyoty!
  • @Katarzyna - ddetchłem z ulgą, owszem. Ale niesmak mi pozostał - chodzi o tych z Toyoty. Abstrahując od wszystkiego - zrobili Cię w balona.
    Ok tego dilera nie znałem, ale znam pięciu, i WSZYSCY, k*wa, co do jednego byli spoko. A tu się trafia jakiś sukinsyn, bo nie da się inaczej tego nazwać - w ogóle mnie nie pociesza że może i nie przepłaciłaś suma sumarum. Przede wszystkim za nerwy i stresy nikt Ci kasy nie zwróci, a poza tym - oni KŁAMALI. I to mnie w tym wkurwia najbardziej.

    Ale @Duduś - nie, naprawdę nie mnie tu powinno być szkoda. To @Katarzyna jechała kilkaset km, to ona wywaliła kasę, to jej stanął samochód, to ona miała doła, bo jakby mało jej było wyzwań w życiu, to jeszcze coś takiego się trafia.
    Wanda powiedział(a):

    to teraz juz tylko Toyoty!

    No nie wiem - tzn toyoty ok, ale nie w każdym salonie jak widać.
    Naprawdę złego słowa bym nie powiedział, gdyby po prostu w samochodzie coś padło - zdarza się. Niedawno robiłem w krakowskim salonie blacharkę w mojej Verso - dali mi zastępczą nowiutką Corollę, i wyobraźcie sobie że syn opuścił szybę z tyłu, i już się nie podniosła. Ok - trudno, bywa - zajechałem, zrobili mi na miejscu, przeprosili, powiedzieli że jakby co, daliby mi kolejny zastępczy. Fajnie, spoko.

    Ale kurwa, wciskać kobiecie że spoko, kiedy kable pordzewiałe, itp - to już jest sukinsyństwo. To poziom handlarzy złomem a nie salonu poważnej firmy - i tego nie można w żaden inny sposób wytłumaczyć.

    A sam się winię mimo wszystko, bo był pomysł, żebym tam pojechał na miejsce, ale @Katarzyna nie chciała mnie fatygować, a ja, ponieważ byłem chory, to się niestety zgodziłem. Następnym razem się nie zgodzę - jak coś doradzę, to na pewno pojadę na miejsce. To jest najważniejsza lekcja dla mnie - poza oczywiście tym, by nie ufać żadnemu sprzedawcy.
    Podziękował(a) 2Barbasia Rusałka
  • edytowano maja 2021
    @TecumSeh - nie obraź się, ale tak mi się skojarzyło - myślisz, że gdybyś był tam ze mną na miejscu w salonie, to pomógł byś mi skuteczniej niż Pan Bóg? ;)

    Patrzę na tę historię już z pewnej perspektywy i myślę sobie, że było w tym Boże prowadzenie. Gdybym choć trochę lepiej znała się na instalacji gazowej, lub miała kogoś, kto by mi podpowiedział, to pewnie bym próbowała włączyć tę instalację w drodze z Kalisza do domu. I pewnie bym nie dojechała, tylko utknęła gdzieś po środku niczego. Na szczęście, nie znałam się do tego stopnia, że nawet nie poznałam, że ona się nie włączyła. Awaria, którą najprawdopodobniej wywołałam próbując uruchomić instalację gazową, przytrafiła się w idealnym momencie. Odległość taka, że synowie zapchali mnie do mechanika. W dodatku, okazało się, że to bardzo fajny mechanik i chce być na przyszłość pomocny. No, nie wymyśliłabym tego lepiej!

    Oczywiście, w czasie, gdy ja byłam bez samochodu, nikt nie rodził. A patronaż, na który nie dojechałam z powodu awarii mogę bez większego problemu zrealizować w innym terminie.

    Sąsiad-mechanik pokazał mi wczoraj zdjęcie opony, którą miałam z przodu po lewej. Jest w niej głębokie pęknięcie po wewnętrznej stronie po obwodzie, o długości ok. 1/5 obwodu opony. Sąsiad przełożył mi tę oponę na tył, zalecił do wymiany opon (mam nadzieję że to już jutro) jeździć powoli i ostrożnie. Sprzedawca wspominał, że opony będą do pilnej wymiany, ale nie sądziłam, że jest aż tak źle.
    Drugim najsłabszym punktem okazały się tarcze hamulcowe z przodu. Ponoć niewiele było trzeba do nieszczęścia. Teraz mam nówki.

    Jeszcze refleksje, co do tego:
    TecumSeh powiedział(a):


    (...)
    Przede wszystkim za nerwy i stresy nikt Ci kasy nie zwróci, a poza tym - oni KŁAMALI. I to mnie w tym wkurwia najbardziej.
    (...)

    Całe moje życie, to nerwy i stres - taka natura. Raz dla odmiany jakiś realny powód mi się przytrafił, by się poczuć zestresowaną i zdenerwowaną. Miła odmiana w sumie.
    A czy kłamali? Nie wiem. Może facet był tylko niefrasobliwy? A może, podobnie, jak ja, nie bardzo się znał tylko robił dobrą minę? Na odjezdne dał mi swoją wizytówkę i prosił, żeby dzwonić, w razie jakichkolwiek problemów. Z gęby mu szczerze patrzyło. Raczej. No, w każdym razie, nie wyglądał wrednie, jak ten profesor Horban, czy jak mu tam. ;)
    Podziękował(a) 1Rusałka
  • no nie, @Katarzyna jeśłi dealer daje sprawdzony samochód osobie, która będzie jechać nim 300 km z pęknięta po obwodzie oponą i tarczami, których prawie nie ma to to jest , przepraszam, bandyterka. Co z tego, że mu z oczu patrzyło jak mogłaś się zabić i dzieci osierocić.

    No sorry ale ja by do gościa zadzwoniła i mu powiedziała co o tym myslę. Niech nie gadają, ze auto sprawdzili jak miało tarcze zjechane. Proszę Cię....
  • @Katarzyna ja mam ogromny problem z dopominaniem się "o swoje". Organicznie nie znoszę zwracać obcym ludziom uwagi. Ale staram się tę niechęć przełamywać, bo inaczej ludzie uczą się, że mogą postępować nieuczciwie, bo klienci dla świętego spokoju odpuszczą.

    W przypadku Twojego samochodu to była duża nieuczciwość. Dzięki Bogu dojechałaś bezpiecznie do domu, ale jeśli sprzedawca będzie uważał nadal, że bez żadnych konsekwencji może wciskać ludziom niesprawne auta to ktoś inny może nie mieć tyle szczęścia.
  • Wszystko prawda. Tyle, że jestem w sytuacji, że w razie czego będzie moje słowo, przeciwko słowu pana, który mi samochód sprzedał. Teraz wóz ma całkiem nowe tarcze hamulcowe i dużo innych nowych elementów pod maską, więc wygląda ok. Stare zostały u sąsiada-mechanika, który wymienił mi je po znajomości i pewnie ani trochę nie jest w jego interesie przyznawać się, że po godzinach pracy robi na własnym podwórku różne lewizny dla znajomych. Po co mu przygody z Urzędem Skarbowym?
    Z oponą, owszem, mogę pojechać do rzeczoznawcy, bo jeszcze jest zainstalowana. Tylko, czy to warte zachodu?
    Jasne, do pana z salonu jutro spokojnie napiszę maila. Żeby wiedział, jak sytuacja wyglądała. Tylko, czy on się tym w jakikolwiek sposób przejmie - trudno zgadnąć. Żeby się przejął, to trzeba by sprawę w sądzie zakładać, pan musiałby realnie jakoś odczuć konsekwencje swojej niefrasobliwości, niekompetencji, nieuczciwości, czy co tam miał na sumieniu. A na to, to na pewno nie mam zasobów mentalnych.
  • Tylko jeśli pan ma mail na swoje nazwisko to znajdź mail ogólny do tego salonu i daj w kopii lub do szefa salonu jeśli taki mail będzie
  • Katarzyna powiedział(a):

    @TecumSeh - nie obraź się, ale tak mi się skojarzyło - myślisz, że gdybyś był tam ze mną na miejscu w salonie, to pomógł byś mi skuteczniej niż Pan Bóg? ;)

    Nie obrażam się absolutnie:) I nie w tym rzecz, czy lepiej bym pomógł niż Pan Bóg - bo ja prosty chłop jestem: chcę jak najlepiej doradzić, i jak widzę że coś nie tak, to odradzam - proste.

    A co do tego co chce Pan Bóg - ja to widzę zupełnie inaczej. I niestety coraz częściej dostrzegam u wierzących znajomych coś, co mnie przeraża, a mianowicie: "a może Pan Bóg chce moich kłopotów, bo z tego wyjdzie jakieś dobro?" Jedna znajoma tak powiedziała o sprawie innej znajomej (obie bardzo wierzące) - dziewczyna ma proces wytoczony w sprawie błędu w sztuce lekarskiej (błędu nie było, ale oskarżyciele mają chody), i może stracić prawo do wykonywania zawodu. A nasza wspólna znajoma na to - a może Bóg tak chce i wyciągnie z tego większe dobro?

    No nie, mnie to myślenie jest mi całkowicie obce. Ja uważam @Katarzyna, że Bóg Cię poratował w tej sytuacji, na zasadzie: skoro już trafiłaś na złego doradcę (mnie) i nieuczciwego handlarza, to przynajmniej poratuje Cię uczciwym i pomocnym sąsiadem. Nie znaczy to wcale że planem Bożym był zakup przez Ciebie felernego samochodu.

    Ale ja się nie znam - to jest moja rozkmina. Uważąm że gdyby miało być inaczej, to w sumie możnaby się w ogóle nie zastanawiać, tylko kupować wszystko pierwsze z brzegu, iść do tego lekarza co najblizej, itp itd. A jednak uważam że nie - ale to tylko moje podejście.
    Podziękował(a) 1kawusiowa
  • Ale samochód najwyraźniej nie jest jakiś szczególnie felerny. Tylko zaniedbany był.
    I pierwszego z brzegu nie kupiłam. Zdałam się na opinię osób, którym ufam.
  • Generalnie nie jest źle, kupiłaś całkiem dobry samochód, to co wymienił mechanik to w pewnie większości drobiazgi i eksploatacja - rzeczy które się zużywa i wymienia co jakiś czas. Sprawa jednak się nie skończyła - u gazownika dopiero możesz się zdziwić... i obawiam się, że na rachunku będzie 4-cyfrowa kwota.
    Bardzo chciałbym się mylić.
  • Katarzyna powiedział(a):

    A czy kłamali? Nie wiem. Może facet był tylko niefrasobliwy? A może, podobnie, jak ja, nie bardzo się znał tylko robił dobrą minę?

    To nie ma znaczenia, bo nie patrzę teraz na konkretnego sprzedawcę (może i jest ok), ale na serwis.
    Sprzedawca nie ogląda samochodu, bo od tego są mechanicy w serwisie. Oni powinni samochód sprawdzić i opisać. Zrobili to nieuczciwie i/lub nierzetelnie - ponieważ albo są nieuczciwi i nierzetelni, albo dostali odgórny przykaz od szefostwa, aby upiększać rzeczywistość.

    Sprzedawca albo o tym wie, albo nie, ale tak czy inaczej - serwis oszukał. I sorry, ale tego obronić się nie da - znam procedury w Toyocie, wiem jak oglądają auta, na niektóre dają gwarancję, więc DA SIĘ sprawdzić przynajmniej tak, aby wykryć oczywiste wady.

    Katarzyna powiedział(a):

    Na odjezdne dał mi swoją wizytówkę i prosił, żeby dzwonić, w razie jakichkolwiek problemów. Z gęby mu szczerze patrzyło.

    Owszem, może być tak, że gość jest ok, ale nie wiedział - tym bardziej należy zadzwonić do niego. Powiedzieć mu przede wszystkim o oponie - bo gdyby Ci pękła podczas jazdy, mogłaby Cię kosztować zdrowie lub życie. Jeśli pozwolisz - ja do niego zadzwonię i mówię zupełnie poważnie.

    Sam chciał by to zrobić - spokojnie jestem w stanie uwierzyć, że on naprawdę nie znał tego stanu (bo nie od jest od sprawdzenia), ale TYM BARDZIEJ należy go o tym poinformować. Może mają nieuczciwych mechaników, albo takich jak ta pani z laboratorium co mi sama opowiadałaś - naciągała wyniki, bo się bała że jak wyjdą nie takie, to ją szef zwolni. Tak czy inaczej - tego tak zostawić nie można.

    Natomiast rozumiem że Cię odrzuca od wykłócania się, dochodzenia, itp itd - dlatego jeśli mi pozwolisz, chętnie to zrobię za Ciebie. Nie jestem oczywiście klientem, ale powiedzieć co i jak i zrobić szum wokół sprawy - bardzo chętnie. Szum ten może pomóc wielu ludziom i może zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości.
  • Może tuning trzeba? ;)
  • O! Mam w domu podobny "komputer". Muszę chować przed dziećmi, bo by zajeździły. Frajda niebywała.
  • @TecumSeh - napiszę jutro do gościa. I zobaczę, co się stanie dalej.

Zostaw komentarz

PogrubionyKursywaPrzekreślenieLista numerowanaLista nieuporządkowana
Emoji
Attach file
Attach image
Wyrównaj do lewejWyśrodkujWyrównaj do prawejPrzełącz widok HTMLPrzełącz pełna stronaPrzełącz światła
Upuść obraz/plik