A.wypada B.Ja pytam szczerze i jak ktoś odpowiada szczerze, to jest dla mnie ok., nie odczuwam dyskomfortu. C.nie wypada, ja wtedy zagajam o pogodzie, kwiatach itp.
@Katarzyna kiedyś się bałam, bo czułam się zobligowana do reakcji takiej, żeby nie urazić ale też nie być natrętnym No taktownie po prostu. Teraz mam inną reakcję tzn jestem pogodna, uśmiecham się staram się odciągnąć na tory pozytywne. Raczej to działa choć na chwilę. Takie podnoszenie na duchu ( nue głupkowate).
Czyli, jak rozumiem, gdy ktoś na kurtuazyjne: „Jak się masz?” Mówi: „Do dupy”, to zmieniasz temat na bardziej przyjemny?
Trudno odpowiedzieć na postawione przez Ciebie pytania @Katarzyna, gdyż nie znamy Twoje inteokutora, nie wiemy jaka relacja Ciebie z łączy z rozmówca, jaki stopień zażyłości.
Wg naszego kodu kulturowego na pytanie jak się masz odpowiada się krótko i zwięźle najczęściej: Dobrze, może być, a daj spokój, co Ci będę mówić, itd. ..
Że jest źle, to raczej rzadko spotykana odpowiedz, więc jeśli jest szczera, to pewnie rozmówca jest zaskoczony, bo kod kulturowy tego nie przewidział. Brak oswojenia z taką odpowiedzią.
O a ja @EluniaSylwia mam tak z C punktem jak ktoś zagaduje o pogodzie od razu mam blokadę i już nic nie gadam.
A ja nie cierpię jak ktoś prawie obcy zagaja jak się masz , bo sama nie wiem co odpowiedzieć. Znajomym odpowiadam szczerze i zdarzało mi się odpowiedzieć, że do bani.
@Monika - chyba tak jest, jak piszesz. Stąd pytanie, czy to duży nietakt i grzech towarzyski?
Zależy co za towarzystwo. Jeśli masz osoby blisko siebie, zaufane, które na Twoje źle zareagują naturalnie, to jest ok. Jeśli mówisz do osoby z którą relacja jest płytka, że Ci źle, to nie oczekiwalabym entuzjazmu i otwartości na taka odpowiedź, raczej wycofanie i niemożność zareagowania poprzez zaskoczenie.
Ludzie raczej oczekują odpowiedzi, że jest ok, może być, albo pozytywnej albo neutralnej, zwłaszcza z płytkiej relacji. A pytanie do malo zaprzyjaźnionej osoby: jak leci wymaga wg (Twojej ulubionej) kurtuazji odpowiedzi pozytywnej, chociaż pewnie idealnie jest naturalnie.
Jak.na przykład Francuzi: Ça va? Ça va, et toi? Ça va.
Chociaż też mają milion możliwości by odpowiedzieć inaczej, pewnie odpowiadają, ale tutaj potrzeba znów bliższej relacji.
Ja się nie pytam zdawkowo, bo już wolę się wcale nie odzywać niż rozmawiać o niczym. Ostatnio jako jedna z nielicznych na klasowym ognisku nie potrafiłam prowadzić konwersacji... Jeśli się pytam, to liczę na różne odpowiedzi .
Nie wiem: A. Czy wypada tak odpowiadać - chyba nie wypada, bo to zwykle jest tylko zwrot retoryczny, prawda? B. Jak się należy zachować, gdy ktoś nie umie się odnaleźć i na zwrot retoryczny odpowiada szczerze, czym wzbudza dyskomfort u pytającego, który tylko chciał być kulturalny? C. Czy wypada pytać: „Jak się masz?”, gdy w istocie nas to nie interesuje?
Odpowiem dokładnie odwrotnie niż EluniaSylwia, bo wg mnie a. Nie wypada c. Wypada. Jak kogoś spotykam, z kim nie jestem w dużej zażyłości i widujemy się raz na jakiś czas, to przecież wiadomo, że nie pytam o konkret - jak tam klasówka z fizyki i czy kupiłaś w końcu te różowe buty, tyko mniej więcej czy ça va i takiej odpowiedzi oczekuję.
A mi się właśnie wydaje, że nasze polskie: Co słychać? To nie to samo, co francuskie Ca va? Albo bo angielskie: How are you?
Tam wypada odpowiedziec Ca va et toi? Oraz Fine, thx and you?
Po polsku wydaje mi się, że wypada powiedzieć, jak się w istocie czujemy. A. Wypada B. Skoro pytający zaczął pytać, to jego problem. Nie rozumiem takiego podejścia: chciałem być miły, więc zapytałem, a on do mnie szczerze... Ja bym coś dodała w stylu: " o, to musi być Ci trudno" - w zależności od tego czy odpowiedzią było zdawkowe "źle", czy bardziej konkretna odpowiedź. C. Też wypada. Ale należy się liczyć z odpowiedzią szczerą- niewesołą.
Wszystko zależy od relacji z tą osobą, stopnia zażyłości, a także od tego na ile znam kontekst jej kiepskiego samopoczucia. Jeśli to raczej obca mi osoba (w praktyce rzadko się zdarza) to zapytam - A co się dzieje? Jeśli ktoś bliżej i wiem przynajmniej mniej więcej o co chodzi, to zazwyczaj nie drążę, bo w takim przelotnym kontakcie raczej nie tego ktoś oczekuje, tylko wyrażam jakoś, słowem i/lub gestem to że rozumiem. Może się zdarzyć, że ta osoba jednak potrzebuje rozmowy i wtedy po takim wstępie zazwyczaj sama ją inicjuje. Wczoraj to mnie zapytano jak tam i odpowiedziałam że źle, nie oczekiwałam rozmowy i ta osoba to zrozumiała, przytuliła mnie i zapewniła o modlitwie. Ale wiedziała , jakie mogą być przyczyny że nie czuję się dobrze. Gdyby tak zdawkowo ktoś kto niewiele o mnie wie zapytał, to nie sądzę żebym powiedziała prawdez raczej odpowiedziałabym wymijająco. Niedawno z kolei ja zapytałam kogoś, o kim też wiedziałam, że jest świeżo po trudnych doświadczeniach i ta osoba z kolei nie odpowiedziała mi nic. Też dobra reakcja. Było jasne, że nie chce o tym rozmawiać, ale wyraziła, że nie jest dobrze.
Ja w takiej sytuacji odpowiadam czy mogę Ci jakoś pomóc? I nie cierpię pytań właśnie , które są formą powitania , z gotowymi odpowiedziami. Po co pytać co u kogoś słychać , jeśli nas to nie interesuje. Ja właśnie traktuje to pytanie jako otwarcie rozmowy. Ja sama jestem mało wylewna i nie obciążam na dzień dobry innych moimi problemami ale są osoby które potrzebują się wygadać jak ryb wody.
@Kika - i czujesz się z tym ok? Mówisz tak, bo nie masz ochoty pokazywać komuś, że Twoje serce krwawi, czy dlatego, że wiesz, że pytającego nie interesuje, co u Ciebie i chcesz się utrzymać w konwencji?
@Katarzyna chyba nie wchodzę w takie rozkminianie, czy jest mi ok. To moje sprawy, a nie innych. A poza tym ludzie to są chętni od razu do dawania rad (nawet gdy nie mają pełnej wiedzy o sytuacji), a nie zawsze chce się tych rad słuchać, albo wchodzić w głębsze wyjaśnienia. Więc bezpieczniej jest gdy jest „dobrze”
No, to wychodzi na to, że raczej nie mam tego, co powinno zupełnie wystarczyć. Widać mam za to inne jakieś rzeczy, które sprawiają, że się przejmuję, choć pewnie nie powinnam. I teraz dylemat: przejmować się i próbować zrozumieć, czy przyjąć, że przy moich deficytach to się zrozumieć nie da?
Ja jak nie chcę kogoś urazić, to próbuję wejść w schematy. Tyle, że to też niesie za sobą ryzyko, że nie wszyscy wchodzą w te schematy, więc z tym urażaniem to różnie bywa. Nie da się poznać wszystkich ludzi- ewentualnie najbliższe otoczenie.
Mi się wydaje, że masz wyczucie tylko obawiasz się go użyć Jeśli jesteś położną i pacjentki cię chwalą, to niewątpliwy dowód że z wyczuciem jest wszystko w porządku. Tylko chyba za bardzo próbujesz to rozumem rozkminiać
To chyba nie w tę stronę. Jak mi ktoś ujawnia, że mu źle (o ile zauważę, że mi to ujawnia, bo mistrzem spostrzegawczości interpersonalnej, to nie jestem), to raczej mam skłonność wnikać niż zmieniać temat. Wydaje mi się, że wtedy, w razie czego, większe ryzyko jest po mojej stronie (dostanę historię, z którą trudno będzie mi sobie poradzić lub będę się czuła zobowiązana, żeby pomóc) niż po stronie drugiej osoby (najwyżej mnie zbędzie, jeśli uzna moje drążenie tematu za niewłaściwe). Chyba większy problem mam w drugą stronę. Gdy ktoś, z kim mam dobrą relację pyta, co u mnie, to nie umiem ocenić, czy to kurtuazja, czy szczere zainteresowanie. A może wścibstwo i plotkarstwo zwyczajnie? Niestety, w tym zakresie zero mam wyczucia. I już się o tym niejednokrotnie przekonałam. A dlaczego temat wałkuję? Bo przekonywanie się o tym jest bolesne. Wiem, można wszystkich zbywać zdawkowym "OK". Tylko to bardzo, bardzo smutne. Jak dla mnie... Na dłuższą metę przygnębiające, frustrujące, a może nawet prowadzące do tego, że na pytanie "Co u ciebie?" jedyną odpowiedzą, jaka będzie mi przychodzić do głowy, będzie: "Spier...j!" I to już się będzie kwalifikowało tylko do wątka z tym ciężkim humorem.
A tak w ogóle dziękuję Ci @Katarzyna za temat. Uzmysłowił mi on, że chyba na przestrzeni ostatnich dekad dokonała się spora zmiana kulturowa w Polsce rownież ma tym polu. Pamiętam w jakim byłam szoku kiedy przy okazji nauki angielskiego dowiedziałam się, że 'How are you?' pozwala tylko na określony zakres odpowiedzi, z 'not too bad' jako chyba najbardziej negatywną. Zbulwersowało mnie wręcz wtedy standardowe zadawanie dość bezpośredniego jednak pytania, skoro nie da sie odpowiedzieć na nie szczerze i zgodnie ze stanem faktycznym. W końcu, nie zawsze jest 'fine', prawda? Czyżbyśmy sobie przekalkowali i trwale wdrukowali te ang./franc. konwenanse w naszą szczerą (fakt, że nieraz do bólu) słowiańską naturę?
Wiem, można wszystkich zbywać zdawkowym "OK". Tylko to bardzo, bardzo smutne. Jak dla mnie... Na dłuższą metę przygnębiające, frustrujące, a może nawet prowadzące do tego, że na pytanie "Co u ciebie?" jedyną odpowiedzą, jaka będzie mi przychodzić do głowy, będzie: "Spier...j!"
Komentarz
B.Ja pytam szczerze i jak ktoś odpowiada szczerze, to jest dla mnie ok., nie odczuwam dyskomfortu.
C.nie wypada, ja wtedy zagajam o pogodzie, kwiatach itp.
Wg naszego kodu kulturowego na pytanie jak się masz odpowiada się krótko i zwięźle najczęściej: Dobrze, może być, a daj spokój, co Ci będę mówić, itd. ..
Że jest źle, to raczej rzadko spotykana odpowiedz, więc jeśli jest szczera, to pewnie rozmówca jest zaskoczony, bo kod kulturowy tego nie przewidział. Brak oswojenia z taką odpowiedzią.
Jeśli masz osoby blisko siebie, zaufane, które na Twoje źle zareagują naturalnie, to jest ok. Jeśli mówisz do osoby z którą relacja jest płytka, że Ci źle, to nie oczekiwalabym entuzjazmu i otwartości na taka odpowiedź, raczej wycofanie i niemożność zareagowania poprzez zaskoczenie.
Ludzie raczej oczekują odpowiedzi, że jest ok, może być, albo pozytywnej albo neutralnej, zwłaszcza z płytkiej relacji.
A pytanie do malo zaprzyjaźnionej osoby: jak leci wymaga wg (Twojej ulubionej) kurtuazji odpowiedzi pozytywnej, chociaż pewnie idealnie jest naturalnie.
Jak.na przykład Francuzi:
Ça va?
Ça va, et toi?
Ça va.
Chociaż też mają milion możliwości by odpowiedzieć inaczej, pewnie odpowiadają, ale tutaj potrzeba znów bliższej relacji.
Co słychać? To nie to samo, co francuskie Ca va? Albo bo angielskie:
How are you?
Tam wypada odpowiedziec
Ca va et toi?
Oraz
Fine, thx and you?
Po polsku wydaje mi się, że wypada powiedzieć, jak się w istocie czujemy.
A. Wypada
B. Skoro pytający zaczął pytać, to jego problem. Nie rozumiem takiego podejścia: chciałem być miły, więc zapytałem, a on do mnie szczerze... Ja bym coś dodała w stylu: " o, to musi być Ci trudno" - w zależności od tego czy odpowiedzią było zdawkowe "źle", czy bardziej konkretna odpowiedź.
C. Też wypada. Ale należy się liczyć z odpowiedzią szczerą- niewesołą.
Jeśli to raczej obca mi osoba (w praktyce rzadko się zdarza) to zapytam - A co się dzieje?
Jeśli ktoś bliżej i wiem przynajmniej mniej więcej o co chodzi, to zazwyczaj nie drążę, bo w takim przelotnym kontakcie raczej nie tego ktoś oczekuje, tylko wyrażam jakoś, słowem i/lub gestem to że rozumiem. Może się zdarzyć, że ta osoba jednak potrzebuje rozmowy i wtedy po takim wstępie zazwyczaj sama ją inicjuje.
Wczoraj to mnie zapytano jak tam i odpowiedziałam że źle, nie oczekiwałam rozmowy i ta osoba to zrozumiała, przytuliła mnie i zapewniła o modlitwie. Ale wiedziała , jakie mogą być przyczyny że nie czuję się dobrze. Gdyby tak zdawkowo ktoś kto niewiele o mnie wie zapytał, to nie sądzę żebym powiedziała prawdez raczej odpowiedziałabym wymijająco.
Niedawno z kolei ja zapytałam kogoś, o kim też wiedziałam, że jest świeżo po trudnych doświadczeniach i ta osoba z kolei nie odpowiedziała mi nic. Też dobra reakcja. Było jasne, że nie chce o tym rozmawiać, ale wyraziła, że nie jest dobrze.
I nie cierpię pytań właśnie , które są formą powitania , z gotowymi odpowiedziami.
Po co pytać co u kogoś słychać , jeśli nas to nie interesuje.
Ja właśnie traktuje to pytanie jako otwarcie rozmowy. Ja sama jestem mało wylewna i nie obciążam na dzień dobry innych moimi problemami ale są osoby które potrzebują się wygadać jak ryb wody.
Ja zwykle mówię, że dobrze, nawet gdy serce krwawi.
I teraz dylemat: przejmować się i próbować zrozumieć, czy przyjąć, że przy moich deficytach to się zrozumieć nie da?
Ja jak nie chcę kogoś urazić, to próbuję wejść w schematy. Tyle, że to też niesie za sobą ryzyko, że nie wszyscy wchodzą w te schematy, więc z tym urażaniem to różnie bywa. Nie da się poznać wszystkich ludzi- ewentualnie najbliższe otoczenie.
Jak mi ktoś ujawnia, że mu źle (o ile zauważę, że mi to ujawnia, bo mistrzem spostrzegawczości interpersonalnej, to nie jestem), to raczej mam skłonność wnikać niż zmieniać temat. Wydaje mi się, że wtedy, w razie czego, większe ryzyko jest po mojej stronie (dostanę historię, z którą trudno będzie mi sobie poradzić lub będę się czuła zobowiązana, żeby pomóc) niż po stronie drugiej osoby (najwyżej mnie zbędzie, jeśli uzna moje drążenie tematu za niewłaściwe).
Chyba większy problem mam w drugą stronę. Gdy ktoś, z kim mam dobrą relację pyta, co u mnie, to nie umiem ocenić, czy to kurtuazja, czy szczere zainteresowanie. A może wścibstwo i plotkarstwo zwyczajnie? Niestety, w tym zakresie zero mam wyczucia. I już się o tym niejednokrotnie przekonałam.
A dlaczego temat wałkuję? Bo przekonywanie się o tym jest bolesne.
Wiem, można wszystkich zbywać zdawkowym "OK". Tylko to bardzo, bardzo smutne. Jak dla mnie... Na dłuższą metę przygnębiające, frustrujące, a może nawet prowadzące do tego, że na pytanie "Co u ciebie?" jedyną odpowiedzą, jaka będzie mi przychodzić do głowy, będzie: "Spier...j!" I to już się będzie kwalifikowało tylko do wątka z tym ciężkim humorem.
Czyżbyśmy sobie przekalkowali i trwale wdrukowali te ang./franc. konwenanse w naszą szczerą (fakt, że nieraz do bólu) słowiańską naturę?
YMMD