Ależ jesteście zdolne, podziwiam. Ja tylko guzik przyszyć umiem ...
Powiem Ci , że przyszywanie guzików to zanikająca umiejętność. Wiem co mówię. Krótko przed emeryturą miałam w szkole taką grupę dziewcząt, przygotowywaliśmy kiermasz świąteczny, co ja się z nimi miałam, a to była grupa dla chętnych do robótek ręcznych
No tak, ja z pokolenia, gdzie na praca- technika w szkole uczono szydełkować, robić na drutach , mereżki, wyszywać i ozdabiać chusteczki do nosa Wszystko umiałam , tylko cierpliwości nie miałam i nie mam.
Ależ jesteście zdolne, podziwiam. Ja tylko guzik przyszyć umiem ...
W guzikach to ja jestem słaba. Dwie koszule męża od kilku tygodni czekają na fotelu a ja kręcę zabawki.
Bo co to za frajda przyszyć guzik U mnie dwa podkoszulki męża leżą do zacerowania i sukienka do przyszycia listwy co się odprula. Od dwóch tygodni tak leżą. A ja się relaksuję przy lalkach, poduszkach, dywanikach a teraz mnie jeszcze wspolforumowiczka natchnęła do torebki. Tylko skończę następna lalkę, co nastąpi za jakąś godzinkę.
Najgorsze na zajęciach technicznych było cerowanie skarpetek. Cerowałam na szklance i myślałam - muszę się uczyć, żeby móc skarpetki nowe kupować, bo ta robota jest bez sensu.
Nasz Mikołaj miał w drużynie przydomek krawca, lubi coś przyszyć no i zawsze ma igły. Miał nawet taki pomysł, że weźmie na obóz cały mój nowy zestaw igieł i będzie sprzedawać na sztuki po pięć zł!
Nasz Mikołaj miał w drużynie przydomek krawca, lubi coś przyszyć no i zawsze ma igły. Miał nawet taki pomysł, że weźmie na obóz cały mój nowy zestaw igieł i będzie sprzedawać na sztuki po pięć zł!
Chłopak ma przed sobą świetlaną przyszłość przy takiej zaradności
Najgorsze na zajęciach technicznych było cerowanie skarpetek. Cerowałam na szklance i myślałam - muszę się uczyć, żeby móc skarpetki nowe kupować, bo ta robota jest bez sensu.
Pamiętam, że pani kazała nam na zpt przynieść dziurawą skarpetkę i jedna z koleżanek miała taką małą dziurę w swojej, wzięła nożyczki i powiększyła ją. Potem cerowala...
Najgorsze na zajęciach technicznych było cerowanie skarpetek. Cerowałam na szklance i myślałam - muszę się uczyć, żeby móc skarpetki nowe kupować, bo ta robota jest bez sensu.
Pamiętam, że pani kazała nam na zpt przynieść dziurawą skarpetkę i jedna z koleżanek miała taką małą dziurę w swojej, wzięła nożyczki i powiększyła ją. Potem cerowala...
Mam super wypasiona maszynę do szycia ale tak nie cierpię szyc maszynowo, że służy tylko do cerowania i skracania nogawek. Pani od techniki mnie nie lubiła bo nie lubiła mojej mamy. Tak że mialam dostateczne. Za to pani od plastyki mi zawsze stawiała piątki bo mój ojciec był artystą malarzem...
Robili. Jak byłam chora. Pan Janek, złota rączka z przedszkola, w którym pracowała mama, zrobił za mnie. Ledwo dalam radę wnieść Tak duży, że mój karmnik służył za brakujące krzesło w klasie
Mu robiliśmy karmniki, punktaki, lampki nocne, szufelkę do węgla, wieszak - taki na kilka haczyków, drewniany brelok na klucze. Oprócz tego wyszywane serwetki. Oprócz tego "gotowaliśmy" w klasie - pamiętam sałatkę jarzynową, desery owocowe z galaretką i bitą śmietaną Śnieżką z paputka + mleko. Przynosiło się z domu wszystko: deseczkę, nóż do krojenia, miskę do sałatki, mikser, ściereczki kuchenne, sztucce, talerzyki. Nie było dla nas rzeczy niemozliwych
Technika była zawsze jakoś w środku a po dwóch technikach na przykład matma była i te wszystkie sałatki, deseczki, miseczki, ściereczki trzeba było poupychać w tornistrach, siatkach, bo już pan szedł do klasy a tu na środku ławki jeszcze jajko na twardo posiekane się wala czy cos
U mnie nie było żadnych kuchni, to szykowanie potraw uskutecznialismy zwyczajnie w klasie a te wieszaki, punktaki to w sali do techniki - takiej z porządnymi, grubymi drewnianymi blatami i imadłami przy każdej ławce.
U nas były zryte stare blaty z płyty OSB. I przy nich były przykręcone do blatu imadła takie niebieskie. Karmnik robiliśmy ale to już z panem od techniki, który bił nas linijka po łapach jak czegoś zapomnieliśmy przynieść do szkoły na technikę.
W mojej szkole była taka piękna, wielka gilotyna do blachy. Chyba szkoła ją dostała z jakiegoś likwidowanego zakładu. Można było sobie na niej pociąć ołówek albo gwóźdź. Ależ to była świetna zabawa.
Ja bicia już na własne oczy nie widziałam ani mnie nie spotkało ale chodziły słuchy, że pani Kościółkowa od rosyjskiego lubi od czasu do czasu trzasnąć kogoś linijka w łapę albo za ucho wytargac. Mnie ona nie uczyła, zresztą z ruskiego to bym i tak miała u niej dobrze, bo mi super wchodził.
U nas gabinet do techniki dla dziewcząt był wyposażony w maszyny do szycia, gazowe kuchenki, garnki i cały osprzęt typu noże, deski, talerze itd. Chłopcy mieli w piwnicy, warsztat majsterkowicza. My miałyśmy zajęcia z naszą wychowawczynią, była matematyczką, ale na zpt była taką bardziej domową ciocia, wprowadzającą w tajniki prowadzenia domu.
W ubiegłym roku szkolnym nasza podstawówka kupiła maszyny do szycia i zorganizowała kółko krawieckie. A w nowym roku szkolnym raz w miesiącu chętni będą w szkole gotować lub piec. Dobre i to.
Komentarz
U mnie dwa podkoszulki męża leżą do zacerowania i sukienka do przyszycia listwy co się odprula. Od dwóch tygodni tak leżą. A ja się relaksuję przy lalkach, poduszkach, dywanikach a teraz mnie jeszcze wspolforumowiczka natchnęła do torebki. Tylko skończę następna lalkę, co nastąpi za jakąś godzinkę.
Najgorsze na zajęciach technicznych było cerowanie skarpetek. Cerowałam na szklance i myślałam - muszę się uczyć, żeby móc skarpetki nowe kupować, bo ta robota jest bez sensu.
Miał nawet taki pomysł, że weźmie na obóz cały mój nowy zestaw igieł i będzie sprzedawać na sztuki po pięć zł!
Pani od techniki mnie nie lubiła bo nie lubiła mojej mamy. Tak że mialam dostateczne.
Za to pani od plastyki mi zawsze stawiała piątki bo mój ojciec był artystą malarzem...
My miałyśmy zajęcia z naszą wychowawczynią, była matematyczką, ale na zpt była taką bardziej domową ciocia, wprowadzającą w tajniki prowadzenia domu.