@ZielonaKawa ja uwielbiam pisać ręcznie, codziennie piszę piórem, robię notatki, relaksuje mnie to.
Ale jak mam napisać poważniejszą, długą pracę w ramach jakiegoś kursu czy studiów, w trakcie której robię wiele, wiele poprawek, dopisuję całe fragmenty w trakcie pisania do poprzednich części, znajduję kolejne dane itd., to pisząc ręcznie można się zapłakać, jest to wolniejsze, trudniejsze do zrobienia z małym dzieckiem na rękach (a tak często piszę prace), musisz skreślać, doczepiać kartki, a potem jak już naprawdę skończysz, całość tego bałaganu przepisać na czysto. Na kompie to jest zupełnie inna robota Idzie szybciej, sprawniej, przejrzyściej, mniej frustracji, mniejsza szansa, że Ci któreś dziecko wodę na komputer wyleje niż na papierową pracę, zanim zdążysz ją zabrać ze stołu.
Pisanie reczne nie jest tragedia Pisanie ręczne pracy z którą n8c potem zrobic nie mozna jest tragedia Starta czasu i niczemu to nie sluzy Tak sam rowniez jak pisanie pierdyliona procesow pielęgnacyjnych nawet na kompie Dla mnie starta czasu
Ale nikt nie każe pisać na brudno ręcznie, przecież to chodzi o ostateczny kształt. Wszystko poszło teraz w stronę szybko, szybciej, wygodniej, że zatraciło sens to, co istotne - że pewne rzeczy robi się inaczej, wolniej, że one mają sens, są ważne.
@ZielonaKawa a jaki jest sens przepisania ręcznie na czysto 30 stron napisanych na komputerze? Kto i co zyskuje tym , że ja najpierw napiszę obszerną pracę na kompie, a potem ją dla profesora przepisę ręcznie, odganiając się w stresie od małych dzieci?
Nie widzę, co się zatraciło.
Ja nadal dużo piszę ręcznie i robię dużo rzeczy metodam tradycyjnymi, ale akurat moja praca wyamaga dużo pisania i naprawdę nie chciałabym musieć przepisywać setek stron ręcznie.
@TecumSeh nie przeprosiła. To była okropna, przemądrzała baba, która kiedyś chodzila do jednej klasy z moją siostrą (8lat starszą). Zaczęła uczyć w naszej szkole jak jeszcze była na studiach i udawała wielką panią. Nikt jej nie lubił. Potem została dyrektorką. Jakis czas temu dowiedziałam się,.że jest w złym stanie psychicznym - depresja. I nawet mi jej żal.
@Agnicha WSEI Doktorek odszedl z Uniwersytetu Medycznego i przyszedl do nas. Myślę,.że mieli dość jego dziwactw i trochę mu w tym pomogli. Na szczęście tylko on ma takie fanaberie. Pozostałe prace pisalam na kompie.
@ZielonaKawa przy czym nie neguję, że co do ogólnego meritum masz rację, tak, dużo rzeczy warto zrobić wolniej, ale w tej konkretnej sytuacji akurat nie widzę żadnego dobra wypływającego z pisania ręcznie.
Tyle, że dorośli mają potężny problem z pracami manualnymi. Ja mam, bo jestem niezdiagnozowana, coś u mnie nie teges z motoryką. Na szczęście mama i babcia goniły mnie do szydełkowania, szycia i ogólnie prac ręcznych, dzięki temu nie jestem kaleką ale piszę paskudnie i bardzo mnie to męczy.
Moja Zu jest gwiazdą na praktykach klinicznych Nie to żeby się wybitnie uczyła, ale zaintubowała królika za pierwszym razem oraz umie założyć wenflon kotu w locie Lata grania na instrumentach procentują Zeszytów też pilnowałam, miały porządnie wyglądać.
Ja widzę sens. Ludzie przeszli we wszystkim co mozliwe na "maszyny", że to tak ujmę. I właśnie chodzi mi o to, co napisała @EluniaSylwia. Wszystko, co wymaga precyzji przestało być robione, bo czas, bo po co, bo lepiej kupić, bo lepiej pędzić. Ja to cenię w takim zawodzie. Wolałabym, by pielęgniarka miała bardzo sprawne, precyzyjne ręce pracujące z głową.
Do sprawności palców i utrzymania umiejętności pisania ręcznie ad hoc nie trzeba przepisywać kilkudziesięciu stron.
Tzn. ja rozumiem o co Ci chodzi, ale sypiącego się pod wieloma względami społeczeństwa nie naprawi akurat to, że przepiszę moją obszerną pracę na kurs ręcznie.
@Honi jest/będzie pielęgniarką, ale wydaje mi się, że aby utrzymywać sprawne palce przez resztę życia zawodowego, niewiele da jej to, że akurat w trakcie studiów, które robi mając małe dzieci pod opieką, będzie przepisywać kilkanaście stron tekstu ręcznie.
Trzeba spojrzeć na całość sytuacji danej osoby. Co do zasady OK, dużo spraw jest zbyt zechanizowanych, tak, ludzie zatracili wiele umiejętności, w tym lekarze też często za dużo polegają na maszynach, zgadzam się, tylko wciąż nie widzę, że to nieszczęsne przepisywanie było akurat rozwiązaniem tych problemów
Moje dzieci używają tylko piór i ołówków (długopisów na tym etapie nie, bo zniekształcają pismo) , nie daję im do nauki tabletów, prawie nie używają kompa, są bardzo „analogowe” jak na dzisiejsze czasy.
Ale jak mają wysłać długą pracę do szkoły, przepisują na kompie nawet jeśli brudnopis mają na papierze (ich szkoła akceptuje, a nawet zachęca do tego). To zupełnie inaczej porządkuje pracę, myśli, to jest pewien postęp, to jest narzędzie, które ułatwia, przyspiesza i daje lepsze rezultaty w pisaniu. Często jeszcze dużo rzeczy poprawiają w takiej pracy, bo nagle jakoś bardziej widzą czarno na białym, że ich myśli może jednak nie zostały wcześniej wyrażone najlepiej.
Jeszcze przychodzi mi do głowy jakiś kompromis, typu krótkie teksty mogłyby być oddawane napisane ręcznie czy coś, ale nie takie po kilkanaście-kilkadziesiąt stron.
Być może powinien też wrócić zawód skryby dla dobra społeczeństwa
@ZielonaKawa nie myślę, że pisałaś do mnie, ale zrozumiałam, że przepisywanie ręcznie ma być ogólnosystemowym rozwiązaniem, aby ludzie mieli sprawniejsze ręce i lepiej wykonywali swoje zawody. (edit: no i trochę mnie temat akurat dotyka, bo też się wzięłam trochę za studiowanie i mi każą pisać prace, na szczęście nie ręcznie)
Jeśli rozwiązanie jest ogólnosystemowe, to mnie też dotyczy Dlatego podałam, jak w moi przypadku nic to nie wnosi.
Jeśli cos źle zrozumiałam, to proszę sprostuj.
Ale OK, może faktycznie mój casus nie ma tu znaczenia, więc skupmy się na przykładzie hipotetycznej pielęgniarki, która wszystkie prace na studiach pisze ręcznie. Nadal nie widzę, jak to się dokładnie przełoży na jej kolejne 30+ lat pracy, gdzie już raczej nie będzie tyle pisała.
Mi chodzi o to, że aby coś działało i przynosiło efekty, musi być zakotwiczone w codzienności. Przepisywanie wielostronicowych prac od wielkiego dzwona moim zdaniem tylko przyniesie złość i frustrację.
Ale może masz na myśli coś innego, jeśli źle Cię zrozumiałam, to przepraszam
Nie chodzi tu o rozwiązanie ogólnosystemowe, tylko o jednego konkretnego wykładowcę. Chyba nie ma potrzeby uogólniania i roztrząsania decyzji pojedynczego człowieka.
@mamababcia roztrząsać może faktycznie nie trzeba pojedynczej decyzji – ale @Honi początkowo tylko wyraziła swoją frustrację, a ja wyraziłam moje zrozumienie (bo też akurat zaliczam i piszę różne prace, wieć łatwo mi o emaptię ) – i od tego się zaczęło całe dyskutowanie Faktycznie jedna praca w skali całych studiów da się przeżyć, ale też nie wpływa to jakoś na rozwój manualny tak czy inaczej
Ja nie mam problemu z dziwnymi metodami, tzn. nie uważam, że wykładowca jakoś zgrzeszył czy coś
Ja tylko rozumiem frustrację @Honi, nawet jeśli to wykładowca ma rację – bo też mam małe dziecko na stanie i wiem, jakie to balansowanie, gdy coś się z taką małpka u boku próbuje zrobić.
Inaczej się przepisuje kilkanaście stron w ciszy i spokoju, inaczej, jak się ma małych szogunów wiecznie wokół.
Ja tak przynajmniej sobie zwizualizowałam sytuację @Honi, bo mam bardzo podobną akurat.
A że wykładowcy mają swoje prawo zażyczyć sobie, co tam chcą – no takie życie. Też mi teraz każą zrobić pracę, gdzie mam zaplanować coś na 5 miesięcy do przodu, gdzie wedłgu prawideł sztuki powinno się zaplanować 1 miesiąc, zrobić przegląd sytuacji, zaplanować drugi miesiąc, znowu dokonać oceny sytuacji i na tej podstawie zaplanować, itd. A ja muszę zrobić 5 miesięcy z góry, bo tak sobie uwidziała osoba decydująca. No i zrobię, jak kazali, choć w realnym życiu to bez sensu. Ot i tyle.
A wracając do pielęgniarek i ich umiejętności manualnych, ja rozumiem ich przepracowanie i pośpiech, widziałam na ogromnej chirurgii dziecięcej tylko dwie pielęgniarki. One biegały i gdyby nie rodzice, to skończyłoby się na pewno katastrofą, ale...:) Mam paskudne żyły, już się z tym pogodziłam, że wbijają mi się po trzy razy, a wenflon zakładają mi na stopę. Kiedyś leżałam po cesarce z wenflonem tradycyjnie w stopie, nocka, przychodzi pielęgniarka i pyta czy ok, zauważyła ten mój wenflon i mówi, że ma chwilę i przeniesie mi na rękę, będzie mi wygodniej. Mówię jej, że mam paskudne chowające się, pękające żyły. Uparła się, jak się wbijała już wiedziałam, że będzie ok., ludzie "manualni" w określony sposób układają palce. Ja mam świra na punkcie dłoni Wbiła się za pierwszym razem, mistrzyni. I ja to szanuję
Nie rozumiem budowania wizji, że teraz to już każdy, zawsze i co to będzie. Doszliśmy do czasów, gdzie nic nie trzeba, bo po co. Jeden ma dzieci, inny nie może, trzeci nie chce, inny nie musi, wielu nie wymaga. Nic nie trzeba, bo jest net, wszystko można szybko i już, natychmiast, instant. No i po co się męczyć? @mamababcia@EluniaSylwia sylwia, dziękuję. Najlepiej to ujęłyście, to jest właśnie podsumowanie.
@ZielonaKawa zadałam pytanie, nie odpowiedziałaś, OK. Trochę ektrapolujesz jedną sytuację na ogół całożyciowy (że jak ktoś sfrustrowany jedną pracą, to znaczy, że już nic się nikomu nie chce). Nie wiem, mam wrażenie, że piszemy o zupełnie innych aspektach po prostu
Umiejętność czytania mapy czy różne inne umiejętności nijak się mają do tego, że dana osoba może czuć się w jej prywatnym życiu, ze względu na swoje osobiste okoliczności, sfrustrowana bezsensownym zadaniem przepisywania
Można nie chcieć przepisywać iluś stron pół weekendu, bo to zabiera czas rodzinie, i jednocześnie umieć pięknie pisać, czytać mapę i używać kompasu, i nie być wcale nastawionym na efekty instant. Trochę to jest mieszanie różnych aspektów, wydaje mi się.
Dobra, szkoda niedzieli na waśnie Ja nie twierdzę, że Wy nie macie racji. Profesor miał swoje powody, Honi swoje, ot życie. I ogólnie chyba zwróciłyśmy uwagę na inne aspekty, o czym inny trochę pisałyśmy. Może to i ciekawiej dla dyskusji
Komentarz
Ale jak mam napisać poważniejszą, długą pracę w ramach jakiegoś kursu czy studiów, w trakcie której robię wiele, wiele poprawek, dopisuję całe fragmenty w trakcie pisania do poprzednich części, znajduję kolejne dane itd., to pisząc ręcznie można się zapłakać, jest to wolniejsze, trudniejsze do zrobienia z małym dzieckiem na rękach (a tak często piszę prace), musisz skreślać, doczepiać kartki, a potem jak już naprawdę skończysz, całość tego bałaganu przepisać na czysto. Na kompie to jest zupełnie inna robota Idzie szybciej, sprawniej, przejrzyściej, mniej frustracji, mniejsza szansa, że Ci któreś dziecko wodę na komputer wyleje niż na papierową pracę, zanim zdążysz ją zabrać ze stołu.
Taka jest moja perspektywa przynajmniej
Pisanie ręczne pracy z którą n8c potem zrobic nie mozna jest tragedia
Starta czasu i niczemu to nie sluzy
Tak sam rowniez jak pisanie pierdyliona procesow pielęgnacyjnych nawet na kompie
Dla mnie starta czasu
Nie widzę, co się zatraciło.
Ja nadal dużo piszę ręcznie i robię dużo rzeczy metodam tradycyjnymi, ale akurat moja praca wyamaga dużo pisania i naprawdę nie chciałabym musieć przepisywać setek stron ręcznie.
@Agnicha WSEI
Doktorek odszedl z Uniwersytetu Medycznego i przyszedl do nas. Myślę,.że mieli dość jego dziwactw i trochę mu w tym pomogli.
Na szczęście tylko on ma takie fanaberie.
Pozostałe prace pisalam na kompie.
Jak jamozna wykorzystac?
Do czego potrzebna?
Zadnego sensu nie widzę
Żadnego
Ja mam, bo jestem niezdiagnozowana, coś u mnie nie teges z motoryką. Na szczęście mama i babcia goniły mnie do szydełkowania, szycia i ogólnie prac ręcznych, dzięki temu nie jestem kaleką ale piszę paskudnie i bardzo mnie to męczy.
Moja Zu jest gwiazdą na praktykach klinicznych Nie to żeby się wybitnie uczyła, ale zaintubowała królika za pierwszym razem oraz umie założyć wenflon kotu w locie Lata grania na instrumentach procentują Zeszytów też pilnowałam, miały porządnie wyglądać.
Tym bardziej takiej pracy
Do sprawności palców i utrzymania umiejętności pisania ręcznie ad hoc nie trzeba przepisywać kilkudziesięciu stron.
Tzn. ja rozumiem o co Ci chodzi, ale sypiącego się pod wieloma względami społeczeństwa nie naprawi akurat to, że przepiszę moją obszerną pracę na kurs ręcznie.
@Honi jest/będzie pielęgniarką, ale wydaje mi się, że aby utrzymywać sprawne palce przez resztę życia zawodowego, niewiele da jej to, że akurat w trakcie studiów, które robi mając małe dzieci pod opieką, będzie przepisywać kilkanaście stron tekstu ręcznie.
Trzeba spojrzeć na całość sytuacji danej osoby. Co do zasady OK, dużo spraw jest zbyt zechanizowanych, tak, ludzie zatracili wiele umiejętności, w tym lekarze też często za dużo polegają na maszynach, zgadzam się, tylko wciąż nie widzę, że to nieszczęsne przepisywanie było akurat rozwiązaniem tych problemów
Moje dzieci używają tylko piór i ołówków (długopisów na tym etapie nie, bo zniekształcają pismo) , nie daję im do nauki tabletów, prawie nie używają kompa, są bardzo „analogowe” jak na dzisiejsze czasy.
Ale jak mają wysłać długą pracę do szkoły, przepisują na kompie nawet jeśli brudnopis mają na papierze (ich szkoła akceptuje, a nawet zachęca do tego). To zupełnie inaczej porządkuje pracę, myśli, to jest pewien postęp, to jest narzędzie, które ułatwia, przyspiesza i daje lepsze rezultaty w pisaniu. Często jeszcze dużo rzeczy poprawiają w takiej pracy, bo nagle jakoś bardziej widzą czarno na białym, że ich myśli może jednak nie zostały wcześniej wyrażone najlepiej.
Być może powinien też wrócić zawód skryby dla dobra społeczeństwa
Jeśli rozwiązanie jest ogólnosystemowe, to mnie też dotyczy Dlatego podałam, jak w moi przypadku nic to nie wnosi.
Jeśli cos źle zrozumiałam, to proszę sprostuj.
Ale OK, może faktycznie mój casus nie ma tu znaczenia, więc skupmy się na przykładzie hipotetycznej pielęgniarki, która wszystkie prace na studiach pisze ręcznie. Nadal nie widzę, jak to się dokładnie przełoży na jej kolejne 30+ lat pracy, gdzie już raczej nie będzie tyle pisała.
Mi chodzi o to, że aby coś działało i przynosiło efekty, musi być zakotwiczone w codzienności. Przepisywanie wielostronicowych prac od wielkiego dzwona moim zdaniem tylko przyniesie złość i frustrację.
Ale może masz na myśli coś innego, jeśli źle Cię zrozumiałam, to przepraszam
e:lit.
Chyba nie ma potrzeby uogólniania i roztrząsania decyzji pojedynczego człowieka.
Przynajmniej będą go pamiętać i mają co wspominać.
Nauczenie się wszystkich dopływów Wisły w czasach internetowych map też na nic, a jak pięknie pamięć ćwiczy
W temacie map, to u nas jest projekt - wędrowanie z papierową mapą. Ta umiejętność też w zaniku.
Nie trzeba wojny, wystarczy brak internetu
Ja tylko rozumiem frustrację @Honi, nawet jeśli to wykładowca ma rację – bo też mam małe dziecko na stanie i wiem, jakie to balansowanie, gdy coś się z taką małpka u boku próbuje zrobić.
Inaczej się przepisuje kilkanaście stron w ciszy i spokoju, inaczej, jak się ma małych szogunów wiecznie wokół.
Ja tak przynajmniej sobie zwizualizowałam sytuację @Honi, bo mam bardzo podobną akurat.
A że wykładowcy mają swoje prawo zażyczyć sobie, co tam chcą – no takie życie. Też mi teraz każą zrobić pracę, gdzie mam zaplanować coś na 5 miesięcy do przodu, gdzie wedłgu prawideł sztuki powinno się zaplanować 1 miesiąc, zrobić przegląd sytuacji, zaplanować drugi miesiąc, znowu dokonać oceny sytuacji i na tej podstawie zaplanować, itd. A ja muszę zrobić 5 miesięcy z góry, bo tak sobie uwidziała osoba decydująca. No i zrobię, jak kazali, choć w realnym życiu to bez sensu. Ot i tyle.
Mam paskudne żyły, już się z tym pogodziłam, że wbijają mi się po trzy razy, a wenflon zakładają mi na stopę.
Kiedyś leżałam po cesarce z wenflonem tradycyjnie w stopie, nocka, przychodzi pielęgniarka i pyta czy ok, zauważyła ten mój wenflon i mówi, że ma chwilę i przeniesie mi na rękę, będzie mi wygodniej. Mówię jej, że mam paskudne chowające się, pękające żyły. Uparła się, jak się wbijała już wiedziałam, że będzie ok., ludzie "manualni" w określony sposób układają palce.
Ja mam świra na punkcie dłoni Wbiła się za pierwszym razem, mistrzyni. I ja to szanuję
@mamababcia @EluniaSylwia sylwia, dziękuję. Najlepiej to ujęłyście, to jest właśnie podsumowanie.
Umiejętność czytania mapy czy różne inne umiejętności nijak się mają do tego, że dana osoba może czuć się w jej prywatnym życiu, ze względu na swoje osobiste okoliczności, sfrustrowana bezsensownym zadaniem przepisywania
Można nie chcieć przepisywać iluś stron pół weekendu, bo to zabiera czas rodzinie, i jednocześnie umieć pięknie pisać, czytać mapę i używać kompasu, i nie być wcale nastawionym na efekty instant. Trochę to jest mieszanie różnych aspektów, wydaje mi się.
Skecz mi się przypomniał " I co zrobisz? Wyjmiesz oko? Nie wyjmiesz oka. "