Ciekawostką a propos "Do siego roku!" - bo taka jest prawidłowa pisownia - to składało się te życzenia razem z innymi życzeniami podczas dzielenia się opłatkiem przy wigilijnym stole. "Si" oznaczało kiedyś "ten" czyli "do tego roku" - obyśmy dotrwali szczęśliwie do końca roku.
U mnie w rodzinie jak tata opłatek rozdawał w Wigilię to mówił obyśmy w szczęściu i zdrowiu do Nowego Roku dotrwali - na co odpowiadało sie daj Boże
Mój brat od ok 40 lat mieszka na Śląsku. U nas tak się nie mówiło, także raczej to przejął. Czasownik umieć używa w znaczeniu móc. Np. "Nie umiał doczekać się" w znaczeniu "Nie mógł doczekać się".
Dużo powiedzonek znam (jakem przeflancowana na poznaniankę Kujawianka, dużo czasu spędzająca na Mazowszu) , wiele pierwszy raz Ale mam pytanie, spotkaliście się może z takim powiedzeniem:
Oooohooo, widzę/slysze ,że Niemce.w domu?
Zastanawiam sie, czy to tylko rodzinne powiedzonko że strony taty czy coś szerszego
A znacie taką potrawę kurpiowską"fafernuchy"? Mam wrażenie, że zawsze są na stoiskach Kół Gospodyń Wiejskich, przynajmniej w moich mazowieckich okolicach. Właśnie piekę pierwszy raz, nie mogłam tej nazwy spamiętać.
Nasz odwieczny spór okazuje się traktowaliśmy bardzo płytko. Bo jak się okazuje "na dwór" to nie wszyscy inni. Olbrzymia cześć Polski mówi "na dworzu". I czemu znacznie bardziej logiczna i językowo poprawna forma "na pole" to regionalizm, a neologizm pochodzący od podwórka "na dwór" to poprawna polszczyzna? Któż to wie
A oto co piszą o formie "na dworzu":
Na dwór, na pole, czy na plac? Odwieczny, regionalistyczny problem przybiera inny wydźwięk, gdy samą konstrukcję „na dwór” dodatkowo podzielimy przez miejscownik. Bo o ile osoby niemieszkające na terenie byłego zaboru austriackiego oraz na Górnym Śląsku preferują właśnie formę na dwór, to już sami mogą nie dojść porozumienia w innej kwestii. Gdzie mogą być? Na dworze czy jednak na dworzu?
Na dworzu uważane jest ponoć za tzw. błąd językowy. Nie wiem dlaczego, skoro w słownikach gwarowych forma ta nie jest wyjątkiem, a przez to logiczne jest jej występowanie i używanie.
Profesor Mirosław Bańko w Poradni Językowej PWN AŻ 22 lata temu zasugerował, że słowniki poprawnej polszczyzny uznają tę formę za błąd językowy. W przeciwieństwie do „na pole”, które ją akurat łaskawie akceptują jako regionalizm. Nawet mimo regionalnego, mazowieckiego, jak nawet profesor zauważył charakteru. Przez te właśnie słowniki, konstrukcja ta jest zdyskwalifikowana. Nie mam oczywiście pretensji, prof. Bańko jako językoznawca musi być preskryptywistą.
Słowniki istniały, istnieją i będą istnieć, ale język tworzą ludzie. Poprawna polszczyzna istnieje w literaturze i to nie zawsze. Dlatego konstrukcja „na dworzu” jest regionalizmem i jej używanie nie należy zgodnie z definicją tego terminu klasyfikować jako błąd. Słowniki należy po prostu w końcu zaktualizować.
A samo na dworzu to forma, jak zaznaczył profesor Bańko, analogiczna do formy „na podwórzu”. Kiedy i gdzie się zrodziło? Nie mam pojęcia, choć raczej nie w okresie Państwa Henryków Śląskich, których granice niemal pokrywają się z obszarem nieużywania tej formy (nawet Zgorzelec się zgadza).
Dużo można mówić o regionach – mamy większość Mazowsza, część Małopolski, Kujawy, ziemię łęczycką, dobrzyńska, chełmińską i lubawską. Kaszuby, Bory Tucholskie, Kociewie, Kurpie, Krajnę, Pałuki, Warmię oraz Mazury i nawet zasiedlone Pomorze Zachodnie.
A ja serdecznie przypominam, że ciągle zbieram odpowiedzi do I. Ziemniaczanej Ankiety. Jeszcze trochę by się przydało, więc jeśli nie macie chwilę, to chętnie przygarnę trochę głosów.
A znacie taką potrawę kurpiowską"fafernuchy"? Mam wrażenie, że zawsze są na stoiskach Kół Gospodyń Wiejskich, przynajmniej w moich mazowieckich okolicach. Właśnie piekę pierwszy raz, nie mogłam tej nazwy spamiętać.
A znacie taką potrawę kurpiowską"fafernuchy"? Mam wrażenie, że zawsze są na stoiskach Kół Gospodyń Wiejskich, przynajmniej w moich mazowieckich okolicach. Właśnie piekę pierwszy raz, nie mogłam tej nazwy spamiętać.
Znamy! Głównie marchew, krupczatka i miod Edit: i nic się nie podgrzewa!
Krupczatka, to może być dobry pomysł! Zrobiłam z orkiszowej 630, bo kończą nam się zapasy mąki, a nowa jeszcze nie dotarła. Z małym dodatkiem pełnoziarnistej.
Poważnie to się zlepi wszystko bez podgrzania marchwi?
Kurpsianki mówią, że tylko krupczatka. Nam się zlepilo Edit: to mój ukochany region. Jak będę stara, kupię sobie chatę. Będę karmić zieziórki i odstraszać zilki a jak nie schudnę to i kapusta dobrze obrodzi
Parę miesięcy temu Olga Drenda, czyli Duchologia wywołała mnie do tablicy z ciekawym tematem, a mianowicie listem do redakcji Przekroju, w którym pani Irena nieświadomie pochwaliła firany w mieszkaniu swojej sympatii. Komplement ten nie spodobał się panu, bo naskoczył na biedną Irenkę, sugerując, że nie umie mówić po polsku.
Podjąłem rękawicę i zbadałem, gdzie mówi się firana i czym z językowego punktu widzenia właściwie jest. Bo tu sprawa nie jest oczywista.
Wydawałoby się, że firanka będzie zdrobnieniem firany, tak jak sukienka jest zdrobnieniem sukni, koszulka koszulki, a zasłonka zasłony. Nic bardziej mylnego, bo firana to… zgrubienie firanki.
Brzmi dziwnie, ale tak wygląda rodowód tego słowa. Firanka jest germanizmem, zapożyczeniem od staroniemieckiego, możliwe, że dialektalnego der Fürhang oznaczającego zasłonę (obecnie der Vorhang). Fürhang pojawia się w Słowniku niemieckim braci Grimm z XIX wieku, jako słowo udokumentowane ponad 300 lat wcześniej. Co ciekawe firanka po niemiecku to die Gardine (stąd gardina w języku śląskim). Według artykułu Narodowego Centrum Kultury zgrubienie mogło nastąpić z powodów handlowych, gdzie firanka nie brzmiała zbyt poważnie. Jeśli nie wiesz, o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze.
No dobrze, ale rozróżnijmy firanę od firanki. Osobiście nie widzę różnicy między długą, taką od karnisza do podłogi, a krótką, ledwo zasłaniającą okno. Użytkownicy firany jednak to zauważają i konsekwentnie zaznaczają różnicę.
A użytkowników tych jest sporo, zwłaszcza w zachodniej Polsce. Prawie wszędzie na zachód od 19 południka jest to forma powszechnie używana. Broni się, choć chyba coraz słabiej cześć Dolnego Śląska zasiedlona przez osoby z historycznej Małopolski. W tejże Małopolsce widzimy zresztą najniższy użytek, bo co najwyżej rzadki. Świadczy to o tym, że postępuje rozróżnienie firany od firanki i zapewne za kilkadziesiąt lat będziemy traktować ją tak samo, jak wspomnianą koszulę i koszulkę. Niski odsetek mamy także w Warszawie i jej sypialniach, choć samo Mazowsze już w stopniu częstym zaabsorbowało tą rozbieżność znaczeniową.
Mnie niczym nie straszono. Ale w szkole dzieci opowiadały o czarnej wołdze, więc pewnie ktoś je straszył. Ja nie wiedziałam o co chodzi. Wiec fakt, że nie rozumiem co to beboki, pyda, czy żytnia baba o niczym regionalnie nie świadczy. Wciry tez w sumie nie wiem dokładnie co to, choć słyszałam i/lub czytałam.
Babcia mówiła, że weźmie pyde, ale nigdy nie wzięła, więc tak naprawdę nie wiem, co to jest. Czarna wołga funkcjonowała, ale wśród dzieci, dorośli, tzn rodzice czy babcia nie straszyli. W nastoletnich czasach mama straszyła mnie ,że zgwałci mnie ktoś - to w kontekście mej miłości do roweru i jazdy po okolicy.
Wprawdzie postrachem był kabel od grzałki, ale, że był na stałe zintegrowany z grzałką (nie to, co kabel od prodiża, czy żelazka, który się odłączał i funkcjonował niezależnie od niezasilanego urządzenia, gdy zaszła taka potrzeba), to mówiło się o grzałce, nie o kablu. Zagrożenie "Wlaniem grzałków" było chyba ostatnią instancją.
Pasem od spodni raz dostałam i raz listewką od ramek do uli pszczelich. Koleżanka straciła zęba, bo brat ją gonił z grzałką w ręku , strasząc, że kopnie ją prąd , który w kablu został. Ale to już nie regionalizmy
A znacie dyscyplinę? U moich dziadków wisiała na drzwiach. Straszyli wszystkie wnuki, ale żadne nigdy nie dostało Raz gwiazdor przyszedł z dyscypliną i się na mnie zamachnął, babcia go pogoniła zabierając wcześniej worek z prezentami Od tego czasu babcia przebierała się za gwiazdora.
Komentarz
Np. "Nie umiał doczekać się" w znaczeniu "Nie mógł doczekać się".
Bo jak się okazuje "na dwór" to nie wszyscy inni. Olbrzymia cześć Polski mówi "na dworzu".
I czemu znacznie bardziej logiczna i językowo poprawna forma "na pole" to regionalizm, a neologizm pochodzący od podwórka "na dwór" to poprawna polszczyzna? Któż to wie
A oto co piszą o formie "na dworzu":
Na dwór, na pole, czy na plac? Odwieczny, regionalistyczny problem przybiera inny wydźwięk, gdy samą konstrukcję „na dwór” dodatkowo podzielimy przez miejscownik. Bo o ile osoby niemieszkające na terenie byłego zaboru austriackiego oraz na Górnym Śląsku preferują właśnie formę na dwór, to już sami mogą nie dojść porozumienia w innej kwestii. Gdzie mogą być? Na dworze czy jednak na dworzu?
Na dworzu uważane jest ponoć za tzw. błąd językowy. Nie wiem dlaczego, skoro w słownikach gwarowych forma ta nie jest wyjątkiem, a przez to logiczne jest jej występowanie i używanie.
Profesor Mirosław Bańko w Poradni Językowej PWN AŻ 22 lata temu zasugerował, że słowniki poprawnej polszczyzny uznają tę formę za błąd językowy. W przeciwieństwie do „na pole”, które ją akurat łaskawie akceptują jako regionalizm. Nawet mimo regionalnego, mazowieckiego, jak nawet profesor zauważył charakteru. Przez te właśnie słowniki, konstrukcja ta jest zdyskwalifikowana. Nie mam oczywiście pretensji, prof. Bańko jako językoznawca musi być preskryptywistą.
Słowniki istniały, istnieją i będą istnieć, ale język tworzą ludzie. Poprawna polszczyzna istnieje w literaturze i to nie zawsze. Dlatego konstrukcja „na dworzu” jest regionalizmem i jej używanie nie należy zgodnie z definicją tego terminu klasyfikować jako błąd. Słowniki należy
po prostu w końcu zaktualizować.
A samo na dworzu to forma, jak zaznaczył profesor Bańko, analogiczna do formy „na podwórzu”. Kiedy i gdzie się zrodziło? Nie mam pojęcia, choć raczej nie w okresie Państwa Henryków Śląskich, których granice niemal pokrywają się z obszarem nieużywania tej formy (nawet Zgorzelec się zgadza).
Dużo można mówić o regionach – mamy większość Mazowsza, część Małopolski, Kujawy, ziemię łęczycką, dobrzyńska, chełmińską i lubawską. Kaszuby, Bory Tucholskie, Kociewie, Kurpie, Krajnę, Pałuki, Warmię oraz Mazury i nawet zasiedlone Pomorze Zachodnie.
A ja serdecznie przypominam, że ciągle zbieram odpowiedzi do I. Ziemniaczanej Ankiety. Jeszcze trochę by się przydało, więc jeśli nie macie chwilę, to chętnie przygarnę trochę głosów.
Edit: i nic się nie podgrzewa!
@Aniuszka do ciasta marchewkowego też daje się surową marchew.
Edit: to mój ukochany region. Jak będę stara, kupię sobie chatę. Będę karmić zieziórki i odstraszać zilki a jak nie schudnę to i kapusta dobrze obrodzi
Pydą
Wciry
Podjąłem rękawicę i zbadałem, gdzie mówi się firana i czym z językowego punktu widzenia właściwie jest. Bo tu sprawa nie jest oczywista.
Wydawałoby się, że firanka będzie zdrobnieniem firany, tak jak sukienka jest zdrobnieniem sukni, koszulka koszulki, a zasłonka zasłony. Nic bardziej mylnego, bo firana to… zgrubienie firanki.
Brzmi dziwnie, ale tak wygląda rodowód tego słowa. Firanka jest germanizmem, zapożyczeniem od staroniemieckiego, możliwe, że dialektalnego der Fürhang oznaczającego zasłonę (obecnie der Vorhang). Fürhang pojawia się w Słowniku niemieckim braci Grimm z XIX wieku, jako słowo udokumentowane ponad 300 lat wcześniej. Co ciekawe firanka po niemiecku to die Gardine (stąd gardina w języku śląskim). Według artykułu Narodowego Centrum Kultury zgrubienie mogło nastąpić z powodów handlowych, gdzie firanka nie brzmiała zbyt poważnie. Jeśli nie wiesz, o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze.
No dobrze, ale rozróżnijmy firanę od firanki. Osobiście nie widzę różnicy między długą, taką od karnisza do podłogi, a krótką, ledwo zasłaniającą okno. Użytkownicy firany jednak to zauważają i konsekwentnie zaznaczają różnicę.
A użytkowników tych jest sporo, zwłaszcza w zachodniej Polsce. Prawie wszędzie na zachód od 19 południka jest to forma powszechnie używana. Broni się, choć chyba coraz słabiej cześć Dolnego Śląska zasiedlona przez osoby z historycznej Małopolski. W tejże Małopolsce widzimy zresztą najniższy użytek, bo co najwyżej rzadki. Świadczy to o tym, że postępuje rozróżnienie firany od firanki i zapewne za kilkadziesiąt lat będziemy traktować ją tak samo, jak wspomnianą koszulę i koszulkę. Niski odsetek mamy także w Warszawie i jej sypialniach, choć samo Mazowsze już w stopniu częstym zaabsorbowało tą rozbieżność znaczeniową.
Cyganem
Dziadem
Żydem (że na macę porwie)
Czarną wołgą
Przynajmniej u mnie na wsi mazowieckiej tak straszyli.
Tylko to pamiętam.
A tak powszechnie, to rózgą, że Mikołaj przyniesie, albo Cyganami, że zabiorą
Czarna wołga funkcjonowała, ale wśród dzieci, dorośli, tzn rodzice czy babcia nie straszyli.
W nastoletnich czasach mama straszyła mnie ,że zgwałci mnie ktoś - to w kontekście mej miłości do roweru i jazdy po okolicy.
Wprawdzie postrachem był kabel od grzałki, ale, że był na stałe zintegrowany z grzałką (nie to, co kabel od prodiża, czy żelazka, który się odłączał i funkcjonował niezależnie od niezasilanego urządzenia, gdy zaszła taka potrzeba), to mówiło się o grzałce, nie o kablu. Zagrożenie "Wlaniem grzałków" było chyba ostatnią instancją.
Koleżanka straciła zęba, bo brat ją gonił z grzałką w ręku , strasząc, że kopnie ją prąd , który w kablu został. Ale to już nie regionalizmy
U moich dziadków wisiała na drzwiach.
Straszyli wszystkie wnuki, ale żadne nigdy nie dostało
Raz gwiazdor przyszedł z dyscypliną i się na mnie zamachnął, babcia go pogoniła zabierając wcześniej worek z prezentami
Od tego czasu babcia przebierała się za gwiazdora.