Taka sytuacja: Jest pewna pani. Zgłosiła się do mojej szefowej w poniedziałek wieczorem, że prosi o patronaż. Szefowa zgłosiła to mi. Pani zadzwoniła we wtorek. Miło porozmawiałyśmy. Pani urodziła trzecie dziecko przez cc. Nie ma żadnych problemów, ze wszystkim sobie radzi. Na środę jest umówiona w szpitalu (do którego ma daleko) na zdjęcie szwów. Zaproponowałam, że przyjdę w środę i szwy jej zdejmę. Pani stwierdziła, że woli to zrobić w szpitalu. Ok, jej decyzja. Chciałam odwiedzić ją od razu we wtorek, stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby. Umówiłyśmy się na piątek. W piątek rano obudziłam się z infekcją. Zawiadomiłam panią, że jestem chora i nie jest dobrym pomysłem, bym odwiedzała ja i noworodka. Pani przyznała mi rację i odłożyłyśmy nasze spotkanie. Próbowałam do niej dzwonić, ale nie odbierała. Potem ona próbowała dzwonić do mnie, ale chyba wtedy rozmawiałam lub byłam poza zasięgiem. Wczoraj znów wymieniłyśmy smsy. Wieczorem pani wysłała mojej szefowej pełnego żalu smsa, że nie jest się w stanie ze mną skomunikować, że odwołałam nasze piątkowe spotkanie, nie odbieram telefonu, nie odpowiadam na smsy i całe szczęście, że nie umówiła się ze mną na zdjęcie tego szwu, bo by z tym szwem została. Szefowa, z którą mam świetną relację przesłała mi tego smsa. Jak wspomniałam, z betonu nie jestem i cokolwiek mnie to wkurzyło. Gdybym zaraz po tej informacji zadzwoniła do pani, to bym była dla niej niemiła. Zamiast tego, zadzwoniłam do mojej szefowej, ulałam sobie jadu, zostałam pogłaskana, ustaliłyśmy wspólnie, że hormony w połogu są bezlitosne, a po tej rozmowie czułam się gotowa, by w pełni profesjonalnie pogadać z tamtą panią. Było sympatycznie. Pani zadała szereg merytorycznych pytań, uzyskała odpowiedzi. Umówiłyśmy się na przyszły tydzień, gdy będę już zdrowa.
Z dziećmi nie zawsze mam kogoś po drodze, kto zbuforuje moją złość. Dlatego czasem zachowuję się wobec nich nie tak, jak powinnam. I czuję się w obowiązku przeprosić.
Tzn. ja Was bardzo podziwiam, i na pewno macie rację, ale jak dziecko po raz enty ignoruje moje prośby, to ja naprawdę jestem bardzo zła, i wyrażam to krzykiem, i uważam, że to właśnie jest wina tego dziecka, że ja krzyczę. Źle myślę?
@Rusałka , czy tobie się w ogóle zdarzać postąpić źle wobec dziecka? Nie niekomfortowo dla niego, tylko źle, niesprawiedliwie, nieelegancko, agresywnie, whatever. A jeśli tak, to co proponujesz? Bo mam wrażenie - może błędne - że udawać, że nic się nie stało.
@Bagata krzyczymy. Moim zdaniem tylko psychopaci nie krzyczą;-) Ale wtedy musza odreagować inaczej. Człowiek choćby nie wiem jaką cierpliwość miał i chciał okazywać to nie zawsze się udaje. Jesteśmy tylko ludźmi.
Tzn. ja Was bardzo podziwiam, i na pewno macie rację, ale jak dziecko po raz enty ignoruje moje prośby, to ja naprawdę jestem bardzo zła, i wyrażam to krzykiem, i uważam, że to właśnie jest wina tego dziecka, że ja krzyczę. Źle myślę?
No, nie bardzo. Jaka wina dziecka w tym, że Ty nie panujesz nad wyrażaniem swoich emocji? Jak najbardziej, dziecko może swoim zachowaniem wzbudzać Twoje emocje. Świadomie bądź nieświadomie. Ale Twoja reakcja na poziomie zachowania (nie na poziomie odczutych emocji) zależy wyłącznie od Ciebie. Ty jesteś jedyną osobą, która może tę reakcję wykonać lub się od niej powstrzymać. Warto mieć co do tego jasność. Obwiniając innych za nasze zachowanie działamy toksycznie.
no nie, to nie wina dziecka, że Ty krzyczysz. Zdecydowanie nie. To moja nieumiejętnośc opanowania, podejścia z dystansem, rozładowania przez humor czy co tam jeszcze. W tej konkretnej sytuacji. Bo może jutro w takiej samej sytuacji będe spokojna, bo np się wyśpie.
Wolno krzyczeć. Czasem to jest uzasadnione. Np. gdy ktoś jest daleko i inaczej nie usłyszy. Albo, gdy to bardzo ważne, by ktoś zwrócił uwagę, bo grozi mu niebezpieczeństwo. Albo, gdy bardzo boli, żeby sobie ulżyć. Niestety, często krzyczymy w sytuacjach nieuzasadnionych, a nasz krzyk jest umotywowany jedynie naszymi emocjami, nad którymi nie panujemy.
Mnie zawsze leczy moj Maz ktory z obledem w oczach powatrza ze gdyby byl porzadek to on bylby mniej nerwowy i nie wrzeszczal Chlewu nie mamy I za kazdym razem z uporem.maniaka ppwtarzam.mu ze to nie dziala tak Ze jesli bedzie porzadek to bedzie cos innego Rozumiecie Emocje sa w nas i to my mamy nad nimi panowac A ze sie czasem po prostu nie da nie chce itp to juz inna sprawa
To jest jakaś wyższa szkoła filozofii. Nie nadaję się na matkę nic a nic.
Myślę sobie, że Pan Bóg wie lepiej od Ciebie. Gdyby uznał, że się nie nadajesz, to by Ci nie dał dzieci. Pewnie masz jakieś pole do pracy nad sobą, żebyś była jeszcze lepszą matką dla Twoich dzieci. Warto to traktować jak wyzwanie
@Juka oczywiście! Nigdzie nie napisałam, że nie. I odpowiadając - złe masz wrażenie.. nie jestem wyznawczynią zamiatania pod dywan. Jeśli przegnę to rozmawiam i wyjaśniam, przytulam i całuję. Ale nie przepraszam (młodszych dzieci), przynajmniej nie pamiętam żeby się to zdarzyło. Przepraszam męża i starsze dorosłe lub prawie dorosłe, dojrzalsze. Uważam, że to właściwe i buduje autorytet. Z nastolatką mogę już porozmawiać, przedstawić argumenty, z małym dzieckiem nie. Jednak bliższa mi jest postawa przedstawiona przez @Katarzyna zbuforowanie złości ja na męża, mąż na mnie i jest dzięki temu łagodniej i merytorycznie. Ale wiem, że to zasługa niezasłuzona bo... mam kochanego męża i wielkie wsparcie, on tak samo.
Tak sobie teraz pomyślałam, że ludzie, których wychowywali rodzice zwalający winę na dzieci za swoje wybuchy emocjonalne i inne niedojrzałe zachowania, mają potem w dorosłości dużą trudność, by nie przenosić tego na swoje zachowanie. Skoro wybuchy złości mojej mamy były spowodowane i usprawiedliwione moim zachowaniem, to moje niedojrzałe zachowania też muszą mieć jakieś usprawiedliwienie. W takiej sytuacji winni będą najbliżsi. Stąd już tylko krok do tego, żeby uznać, że wszyscy, którzy mnie otaczają są okropni i nie da się z nimi żyć.
@Rusałka - mąż lub żona może świetnie służyć do buforowania złości. Warunek, że zgadza się na taką rolę i świadomie chce w tym pomóc, a nie zostaje workiem treningowym, na którym to drugie się wyładowuje Myślę, że świadomość jest kluczem.
I nie wiem czy to ma znaczenie ale mamy/ mieliśmy naprawdę dużo sytuacji wymagających cierpliwości, opanowywania siebie, dołujących, że sobie nie radzimy. To buforowanie nas uratowało.
No dobrze, ale we wspólnym domu wszyscy dokładają swoje trzy grosze do atmosfery w nim panującej. Jeśli ktoś zachowuje się w sposób drastycznie naruszający moje granice, pomimo licznych upomnień, to w końcu wybucham. Co powinnam zrobić, żeby było dojrzale?
@Bagata - po pierwsze, dziecko jest dzieckiem i nie można od niego oczekiwać tego samego, co od dojrzałego człowieka. Po drugie, w pewnym momencie bardzo trudno jest wyjść z pewnych schematów. Jeśli standardem komunikacji w rodzinie jest, że się ludzie nie słuchają na wzajem i do siebie (na siebie) krzyczą, to trudno jest to z dnia na dzień zmienić. Od czego zacząć? Ja bym zaczęła od pracy wewnętrznej, zrozumienia siebie i mechanizmów, które kierują moimi emocjami, a potem moim zachowaniem. Świadomość, to pierwszy krok do zmiany zachowania. A zachowanie, też zmieniać od siebie. Nie czekając, że inni się dostosują.
Ja wychodzę. Zwykle po drodze chwytam też meliska. Albo krzyczę na męża, żeby kogoś postawił do pionu bo nie daję rady. Tak u mnie to działa. W najgorszym wypadku płaczę z bezsilności.
Komentarz
Jest pewna pani. Zgłosiła się do mojej szefowej w poniedziałek wieczorem, że prosi o patronaż. Szefowa zgłosiła to mi. Pani zadzwoniła we wtorek. Miło porozmawiałyśmy. Pani urodziła trzecie dziecko przez cc. Nie ma żadnych problemów, ze wszystkim sobie radzi. Na środę jest umówiona w szpitalu (do którego ma daleko) na zdjęcie szwów. Zaproponowałam, że przyjdę w środę i szwy jej zdejmę. Pani stwierdziła, że woli to zrobić w szpitalu. Ok, jej decyzja. Chciałam odwiedzić ją od razu we wtorek, stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby. Umówiłyśmy się na piątek. W piątek rano obudziłam się z infekcją. Zawiadomiłam panią, że jestem chora i nie jest dobrym pomysłem, bym odwiedzała ja i noworodka. Pani przyznała mi rację i odłożyłyśmy nasze spotkanie. Próbowałam do niej dzwonić, ale nie odbierała. Potem ona próbowała dzwonić do mnie, ale chyba wtedy rozmawiałam lub byłam poza zasięgiem. Wczoraj znów wymieniłyśmy smsy. Wieczorem pani wysłała mojej szefowej pełnego żalu smsa, że nie jest się w stanie ze mną skomunikować, że odwołałam nasze piątkowe spotkanie, nie odbieram telefonu, nie odpowiadam na smsy i całe szczęście, że nie umówiła się ze mną na zdjęcie tego szwu, bo by z tym szwem została. Szefowa, z którą mam świetną relację przesłała mi tego smsa. Jak wspomniałam, z betonu nie jestem i cokolwiek mnie to wkurzyło. Gdybym zaraz po tej informacji zadzwoniła do pani, to bym była dla niej niemiła. Zamiast tego, zadzwoniłam do mojej szefowej, ulałam sobie jadu, zostałam pogłaskana, ustaliłyśmy wspólnie, że hormony w połogu są bezlitosne, a po tej rozmowie czułam się gotowa, by w pełni profesjonalnie pogadać z tamtą panią. Było sympatycznie. Pani zadała szereg merytorycznych pytań, uzyskała odpowiedzi. Umówiłyśmy się na przyszły tydzień, gdy będę już zdrowa.
Z dziećmi nie zawsze mam kogoś po drodze, kto zbuforuje moją złość. Dlatego czasem zachowuję się wobec nich nie tak, jak powinnam. I czuję się w obowiązku przeprosić.
I tak czułam się słabą matką, teraz to już czuję się totalnie beznadziejną.
Warto mieć co do tego jasność. Obwiniając innych za nasze zachowanie działamy toksycznie.
Kto tak napisal ze nie krzyczymy
Krzyczymy
Ale jasie ucze tego ze to donnikad nie prowadzi
A jak wrzasne raz czy dwa to moje emocjw wziely gore
Niestety, często krzyczymy w sytuacjach nieuzasadnionych, a nasz krzyk jest umotywowany jedynie naszymi emocjami, nad którymi nie panujemy.
Chlewu nie mamy
I za kazdym razem z uporem.maniaka ppwtarzam.mu ze to nie dziala tak
Ze jesli bedzie porzadek to bedzie cos innego
Rozumiecie
Emocje sa w nas i to my mamy nad nimi panowac
A ze sie czasem po prostu nie da nie chce itp to juz inna sprawa
Wzywajac pomocy na przyklad
Myślę, że świadomość jest kluczem.
Od czego zacząć? Ja bym zaczęła od pracy wewnętrznej, zrozumienia siebie i mechanizmów, które kierują moimi emocjami, a potem moim zachowaniem. Świadomość, to pierwszy krok do zmiany zachowania. A zachowanie, też zmieniać od siebie. Nie czekając, że inni się dostosują.