Mam wrażenie, że nikt nie odpowiedział @Honi? Chodzi o to, że dla osób mających od 4 dzieci wzwyż będzie ulga podatkowa. Czyli do pewnej kwoty od wypłaty nie będzie pobierany podatek. Inne składki tak. Z tego co wiem, podatek to 17%. Czyli z tego co ja rozumiem - poprawcie jeśli się mylę- rodzic zarabiający 10 tysięcy brutto, dostawał ok 6 tysięcy na rękę. A teraz będzie dostawał 6+ te 17%, czyli 7700zl.
No racja @Bea, mówię o sytuacji, gdy ktoś opodatkowany jest na zasadach ogólnych według skali podatkowej i nie korzysta ze zwolnień podatkowych, czyli większość typowych "Kowalskich"
Tym właśnie pisy wygrały. Obiecanki a ludzie wierzą. No, część Obiecanki zrealizowano, co ludzi też cieszy. Reszty nie widzą. I skutków “pomocy“ też nie chcą widzieć. No ale co tam...
Czemu zatem w pierwszych latach po wprowadzeniu 500+ była ona niższa niż wcześniej? Nie wspominając o I dekadzie XXI wieku kiedy była znacznie wyższa niż w epoce 500+?
Pierwsza dekada to reformy Balcerowicza rozdawanie bezrobotnym i wysyłanie na renty i emerytury bo na to mamy. Sztuczna walka z bezrobociem. Coś jak dziś, stworzyliśmy problem i bohatersko z nim walczymy (zamykanie przedsiębiorstw i prywatyzację) Pierwsze lata pińcetplusów są echem wcześniejszej polityki gospodarczej i początkiem zmian na rynku. @TecumSeh nie jestem analitykiem ekonomiczno-społecznym. Jednak mechanizm jest prosty. Jesli pieniądze nie biorą się z pracy inflacja jest nieunikniona. Nie żałuję wsparcia dzieciom. Ale dystrybucja wsparcia winna być nieodłącznie związana z pracą. Podobny mechanizm jak teraz miał miejsce w latach 80-tych. Zasilki na dzieci, na żony niepracujacej, deputaty, doplaty, itditp. Pierdyknelo z wielkim hukiem i społecznie w 89. Proces zakończono dewaluacją i poniekąd rozpoczęto od nowa. Nic to. Trzeba żyć
Odnośnie ulgi dla rodziców nie mam nic przeciwko. To kropla w finansach publicznych. Wgnie praktycznie niemal nieodczuwalna. Zwlaszcza, że hałasu narobią medialnego, wizerunek zbudują dobrego wujka a w efekcie mało kto na tym skorzysta. Podliczając wszelkie inplus i i minus raczej zysków nie widzę olbrzymich. Nadzieja dla tych nielicznych (wg projektu) na okrasę do miski ryżu
Też. Skutki społeczne pozytywne są krótkofalowe, płacić będą nasze dzieci jak moje pokolenie za Gierka Nie buduje się dobrobytu dawaniem pieniędzy. Dawać trzeba tym, którzy nie mogą na siebie zarobić, niepełnosprawnym, starszym. A pozostałym ułatwić zarabianie pieniędzy. Tymczasem ci, którzy dają pracę mają coraz trudniej.
Sztuczna walka z bezrobociem. Coś jak dziś, stworzyliśmy problem i bohatersko z nim walczymy (zamykanie przedsiębiorstw i prywatyzację) Pierwsze lata pińcetplusów są echem wcześniejszej polityki gospodarczej i początkiem zmian na rynku.
Tak tak, dokładnie -słyszymy to od lat. PiS ma jakieś niewiarygodne szczęście - po raz kolejny za jego kadencji mamy wyższy wzrost gospodarczy i jednocześnie niższy deficyt budżetowy (pomijam pandemię), ale to wszystko dzięki PO i poprzednikom. Za których to czasu co prawda wzrost był niższy a deficyt wyższy, no ale pecha mieli - sytuacja międzynarodowa, wicie rozumicie.
Panowie (i panie) szlachta - bujać to my, nie nas.
Jednak mechanizm jest prosty. Jesli pieniądze nie biorą się z pracy inflacja jest nieunikniona. Nie żałuję wsparcia dzieciom. Ale dystrybucja wsparcia winna być nieodłącznie związana z pracą.
To jeszcze zdefiniuj co to jest praca. Dla mnie praca to tworzenie wartości. Rodzenie i wychowanie dzieci to być może najbardziej wartościowa z prac. Za to warto zapłacić.
A jeszcze jedno - niepełnosprawnym zasiłki też tylko jeśli pracują? Dzieci z porażeniem mózgowym np?
Podobny mechanizm jak teraz miał miejsce w latach 80-tych. Zasilki na dzieci, na żony niepracujacej, deputaty, doplaty, itditp. Pierdyknelo z wielkim hukiem i społecznie w 89. Proces zakończono dewaluacją i poniekąd rozpoczęto od nowa. Nic to. Trzeba żyć
Aha, i pierdyknęło Twoim zdaniem z powodu tych zasiłków? No to powiem szczerze oryginalna teza, z którą się nigdy wcześniej nie spotkałem. Czytałem wiele książek na studiach polskich i za granicą, a także później - już bardziej hobbistycznie. Wiele pisano o gospodarce komunistycznej, o PRL również (tak, w zagranicznych książkach też) - ale o przyczynie jej upadku związanej z zasiłkami to nie przeczytałem nigdy. Bardzo oryginalna teza, muszę zapamiętać.
Odnośnie ulgi dla rodziców nie mam nic przeciwko. To kropla w finansach publicznych. Wgnie praktycznie niemal nieodczuwalna. Zwlaszcza, że hałasu narobią medialnego, wizerunek zbudują dobrego wujka a w efekcie mało kto na tym skorzysta. Podliczając wszelkie inplus i i minus raczej zysków nie widzę olbrzymich. Nadzieja dla tych nielicznych (wg projektu) na okrasę do miski ryżu
A co do 500+ to ja proponuję jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt - otóż ten program (a ulga dla pracujących rodziców nie miałaby szans tego zrobić) zlikwidował praktycznie nędzę wśród dzieci. Nie biedę - nędzę. Wg założeń nędza to znacznie poniżej biedy - żeby być precyzyjnym, to się jakoś definiuje prawnie, szczegółów nie pamiętam, ale tu chodzi o sytuację kiedy brak jedzenia skutkuje trwałymi zmianami fizycznymi i psychicznymi. Najczęściej nie do odwrócenia w dorosłym życiu.
Podobny mechanizm jak teraz miał miejsce w latach 80-tych. Zasilki na dzieci, na żony niepracujacej, deputaty, doplaty, itditp. Pierdyknelo z wielkim hukiem i społecznie w 89. Proces zakończono dewaluacją i poniekąd rozpoczęto od nowa.
Boś głupia, ekskizemua. Rozwiedz się, znajdz z pięciu konkubentów, z każdym dziecko, zacznij popijać i nie będziesz musiała zajmować się pracą (Edit - tylko dopilnuj, żeby konkubenci broń boże nie zaczęli pracować, bo popsują cały plan!)
Boś głupia, ekskizemua. Rozwiedz się, znajdz z pięciu konkubentów, z każdym dziecko, zacznij popijać i nie będziesz musiała zajmować się pracą (Edit - tylko dopilnuj, żeby konkubenci broń boże nie zaczęli pracować, bo popsują cały plan!)
Wiesz co, ja nie czaję twierdzenia że tabuny żerują na zasiłkach i programach prodzietnych jako sposób na życie bez pracy. Nie wiem jakoś wokół widzę raczej ludzi którzy pracują, zarabiają uczciwie. Wskaźnik bezrobocia też chyba pokazuje proporcje. Czy programy wspierające rodziny zachęcają do płodzenia bez opamiętania z zamiarem żerowania na państwie? Ja tego nie widzę, tzn. widzę że są cwaniaczki ale to są jednocześnie osoby za sprytne na to żeby się narobić przy dzieciach. Ci wykluczający możliwość pójścia do pracy, których ja widzę, mają zwykle jedno max dwoje dzieci w domu.
Jak zwykle w tym temacie, zejście na patologię, której wszyscy świadomi, ale na tyle marginalna, że nie powinna być argumentem, czy pomagać rodzinom, czy nie.
Jasne że państwo kręci się dzięki funkcjonującej gospodarce, czyli pracy. Jednocześnie państwo to rodzaj umowy w społeczeństwie. Istnieje takie pojęcie jak solidarność społeczna. To znaczy że jeśli z jakichś przyczyn któraś grupa społeczna ma obiektywny problem z zaspokojeniem potrzeb z własnej pracy, to reszta się zrzuca na wsparcie. Kwestią jest system rozwiązywania tych problemów. A więc na przykład czy zdjęcie podatku dochodowego z rodzin 4 plus jest sprawiedliwe społeczne? Jest to jakieś rozwiązanie. Duża rodzina to ukryta i niepłatna praca na rzecz państwa, bo wychowuje się raz że przyszłych podatników, ale dwa już teraz konsumentów. Koszty (też te finansowe) są proporcjonalnie większe niż przy jednym na przykład dziecku. Nie wspominając o vatach na towary dziecięce (tak, prościej byłoby się TYM zająć...) A więc jest to konkretny wkład w państwo. Czy nie jest sprawiedliwe aby wobec tego taka rodzina miała obniżony podatek? Co do pięćsetek to nie widzę tego jako rozdawnictwa. Rodzina z dziećmi bierze udział w napędzaniu gospodarki, bo musi zaspokoić ich potrzeby plus wydatki ekstra. Im więcej dzieci tym proporcjonalnie koszty większe i większy wkład w gospodarkę. Tymczasem jednocześnie kilkoro dzieci w domu wymaga zazwyczaj żeby jedna osoba nie podejmowała pracy zarobkowej. Czy solidarność społeczna nie wymaga dostrzeżenia tkwiącego tu problemu? Zarabia jedna osoba, wydatki i wkład w państwo sporo większe niż w rodzinach mniejszych, gdzie na dodatek zwykle pracują zawodowo dwie osoby. No to szukamy rozwiązań, które byłyby sprawiedliwe i realnie wspierały duże rodziny, nie rodząc zawiści innych grup i poczucia niesprawiedliwości z kolei dla nich
Jak dobrze wiesz, nawet te niskie odliczenia, które są, to często za dużo by w całości wyjąć z podatku. W rodzinie, gdzie ojciec uczciwie i ciężko pracuje, a jest dużo dzieci.
Komentarz
Chodzi o to, że dla osób mających od 4 dzieci wzwyż będzie ulga podatkowa. Czyli do pewnej kwoty od wypłaty nie będzie pobierany podatek. Inne składki tak. Z tego co wiem, podatek to 17%. Czyli z tego co ja rozumiem - poprawcie jeśli się mylę- rodzic zarabiający 10 tysięcy brutto, dostawał ok 6 tysięcy na rękę. A teraz będzie dostawał 6+ te 17%, czyli 7700zl.
Jeśli to wejdzie.
Itd
Nie ma przepisów.
Pamiętać należy, że kwota wolna od podatku nie występuje przy zwolnienieniu z podatku
Nawet ja czy Ty, bo nie mamy 4+ poniżej 18 rż
Poczekajmy na przepisy.
Nie ma co łapać ryb przed niewodem
Obiecanki a ludzie wierzą.
No, część Obiecanki zrealizowano, co ludzi też cieszy. Reszty nie widzą. I skutków “pomocy“ też nie chcą widzieć.
No ale co tam...
3
Nie wspominając o I dekadzie XXI wieku kiedy była znacznie wyższa niż w epoce 500+?
Pierwsze lata pińcetplusów są echem wcześniejszej polityki gospodarczej i początkiem zmian na rynku.
@TecumSeh nie jestem analitykiem ekonomiczno-społecznym.
Jednak mechanizm jest prosty.
Jesli pieniądze nie biorą się z pracy inflacja jest nieunikniona.
Nie żałuję wsparcia dzieciom. Ale dystrybucja wsparcia winna być nieodłącznie związana z pracą.
Podobny mechanizm jak teraz miał miejsce w latach 80-tych. Zasilki na dzieci, na żony niepracujacej, deputaty, doplaty, itditp.
Pierdyknelo z wielkim hukiem i społecznie w 89. Proces zakończono dewaluacją i poniekąd rozpoczęto od nowa.
Nic to. Trzeba żyć
Odnośnie ulgi dla rodziców nie mam nic przeciwko. To kropla w finansach publicznych. Wgnie praktycznie niemal nieodczuwalna. Zwlaszcza, że hałasu narobią medialnego, wizerunek zbudują dobrego wujka a w efekcie mało kto na tym skorzysta. Podliczając wszelkie inplus i i minus raczej zysków nie widzę olbrzymich.
Nadzieja dla tych nielicznych (wg projektu) na okrasę do miski ryżu
Nie buduje się dobrobytu dawaniem pieniędzy. Dawać trzeba tym, którzy nie mogą na siebie zarobić, niepełnosprawnym, starszym. A pozostałym ułatwić zarabianie pieniędzy. Tymczasem ci, którzy dają pracę mają coraz trudniej.
Pierwsza dekada XXI wieku? No chyba jednak nie Tak tak, dokładnie -słyszymy to od lat.
PiS ma jakieś niewiarygodne szczęście - po raz kolejny za jego kadencji mamy wyższy wzrost gospodarczy i jednocześnie niższy deficyt budżetowy (pomijam pandemię), ale to wszystko dzięki PO i poprzednikom.
Za których to czasu co prawda wzrost był niższy a deficyt wyższy, no ale pecha mieli - sytuacja międzynarodowa, wicie rozumicie.
Panowie (i panie) szlachta - bujać to my, nie nas.
Zauważyłem
To jeszcze zdefiniuj co to jest praca.
Dla mnie praca to tworzenie wartości. Rodzenie i wychowanie dzieci to być może najbardziej wartościowa z prac. Za to warto zapłacić.
A jeszcze jedno - niepełnosprawnym zasiłki też tylko jeśli pracują? Dzieci z porażeniem mózgowym np? Aha, i pierdyknęło Twoim zdaniem z powodu tych zasiłków? No to powiem szczerze oryginalna teza, z którą się nigdy wcześniej nie spotkałem.
Czytałem wiele książek na studiach polskich i za granicą, a także później - już bardziej hobbistycznie. Wiele pisano o gospodarce komunistycznej, o PRL również (tak, w zagranicznych książkach też) - ale o przyczynie jej upadku związanej z zasiłkami to nie przeczytałem nigdy.
Bardzo oryginalna teza, muszę zapamiętać.
A co do 500+ to ja proponuję jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt - otóż ten program (a ulga dla pracujących rodziców nie miałaby szans tego zrobić) zlikwidował praktycznie nędzę wśród dzieci. Nie biedę - nędzę. Wg założeń nędza to znacznie poniżej biedy - żeby być precyzyjnym, to się jakoś definiuje prawnie, szczegółów nie pamiętam, ale tu chodzi o sytuację kiedy brak jedzenia skutkuje trwałymi zmianami fizycznymi i psychicznymi. Najczęściej nie do odwrócenia w dorosłym życiu.
Zajmę się pracą.
(Edit - tylko dopilnuj, żeby konkubenci broń boże nie zaczęli pracować, bo popsują cały plan!)
Nie czaję...
Co do pięćsetek to nie widzę tego jako rozdawnictwa. Rodzina z dziećmi bierze udział w napędzaniu gospodarki, bo musi zaspokoić ich potrzeby plus wydatki ekstra. Im więcej dzieci tym proporcjonalnie koszty większe i większy wkład w gospodarkę. Tymczasem jednocześnie kilkoro dzieci w domu wymaga zazwyczaj żeby jedna osoba nie podejmowała pracy zarobkowej. Czy solidarność społeczna nie wymaga dostrzeżenia tkwiącego tu problemu? Zarabia jedna osoba, wydatki i wkład w państwo sporo większe niż w rodzinach mniejszych, gdzie na dodatek zwykle pracują zawodowo dwie osoby.
No to szukamy rozwiązań, które byłyby sprawiedliwe i realnie wspierały duże rodziny, nie rodząc zawiści innych grup i poczucia niesprawiedliwości z kolei dla nich