Dylematy życia dla Boga
Mam problem.
Od początku Wielkiego Postu chodzi za mną chwała Boża. Już myślałam, że gdzieś się ukryła, a dziś znowu cytat:
"Jeśli pragniecie widzieć mą chwałę w świętym Kościele, winniście więc począć miłość i wolę znoszenia cierpienia z prawdziwą cierpliwością. Po tym poznam, że on i ty (to się odnosi do św. Katarzyny ze Sieny i księdza), i inni słudzy moi szukacie chwały mej naprawdę. "
Bardzo mnie męczą wszelkie dyskusje pandemiczne, bo temat się pusto rozwleka i nic z tego nie wynika. Tymczasem mam wrażenie, że tu nie chodzi o to, co jest, ale jak to przyjąć, żeby Bóg mógł odebrać z tego chwałę.
I tu mam problem. Nie wiem do końca, jak żyć, by tę chwałę Bogu oddać.
Kiedy Pan Jezus objawił się w chwale na Górze Tabor, było to widoczne, a więc oczywiste. Jak to przenieść na życie takiego szaraczka jak ja?
Od początku Wielkiego Postu chodzi za mną chwała Boża. Już myślałam, że gdzieś się ukryła, a dziś znowu cytat:
"Jeśli pragniecie widzieć mą chwałę w świętym Kościele, winniście więc począć miłość i wolę znoszenia cierpienia z prawdziwą cierpliwością. Po tym poznam, że on i ty (to się odnosi do św. Katarzyny ze Sieny i księdza), i inni słudzy moi szukacie chwały mej naprawdę. "
Bardzo mnie męczą wszelkie dyskusje pandemiczne, bo temat się pusto rozwleka i nic z tego nie wynika. Tymczasem mam wrażenie, że tu nie chodzi o to, co jest, ale jak to przyjąć, żeby Bóg mógł odebrać z tego chwałę.
I tu mam problem. Nie wiem do końca, jak żyć, by tę chwałę Bogu oddać.
Kiedy Pan Jezus objawił się w chwale na Górze Tabor, było to widoczne, a więc oczywiste. Jak to przenieść na życie takiego szaraczka jak ja?
Komentarz
Ja to w sumie tak prosto widzę, jeśli znam Boże przykazania i próbuje się do nich stosować to wystarczy...
Tak myślę, ale nie wiem.
"Jeśli pragniecie widzieć mą chwałę w świętym Kościele, winniście więc począć miłość i wolę znoszenia cierpienia z prawdziwą cierpliwością."
No więc o co chodzi? Poproszę o łopatologiczne wytłumaczenie, bo serio, nie łapię pytania.
@Agmar , ci, co ukrzyżowali Pana Jezusa też przestrzegali prawa.
Bo tego czuć nie trzeba, nawet lepiej nie czuć, by z uczuciem nie pomylić.
Matka Teresa nic nie czuła przez 60 lat. Nie sądzę by ktokolwiek mógł powiedzieć że tej miłośc nie miała. Bo to zależy o co chodzi.
Jak ktoś Cię dajmy na to zwyzywał bez powodu, można to znieść jakoś. Można go nawet upomnieć, ale bez spiny - nie posłucha, jego sprawa.
Ale jak ktoś Cię oskarżył o coś, czego nie zrobiłaś, to obowiązkiem jest się bronić - nie ma żadnego obowiązku znosić takich rzeczy (w sensie nie reagować).
J 18, 22-23
"Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» 23 Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?»"
Mówi się, że trzeba tak żyć, żeby ludzie patrząc na ciebie zobaczyli Boga. Chciałabym.
Niech lewa ręka nie wie co czyni prawa i tak dalej.
Ci co robią na pokaz, już odebrali swoją nagrodę.
Nie wiem co rozumiesz dokładnie pod pojęciem "widoczna" - bo ja znając niektórych forumowiczów widzę ich miłość jak na dłoni, ale nie widzę by czynili cokolwiek by ta miłość była specjalnie widoczna.
To jak odbierają Cię inni nie do końca od Ciebie zależy, i nie wiem czy faktycznie to to, nad czym warto się skupiać. Mnie jest bliskie podejście, propagowane przez co najmniej kilku świętych, by przede wszystkim robić co należy, a nie martwić się specjalnie o to jak to wygląda.
@Agmar , o to jest konkret z tym oddawaniem czci Bogu swoją każdą pracą.
Pisałyśmy równo i nie widziałam twojego postu.
Oprócz czynów ważne są intencje. O intencji mówiłam do @September .
Kurcze chciałabym umieć bardziej wyrażać swoje myśli, za bardzo nie potrafię. Zwłaszcza jeśli chodzi o odczucia związane z wiarą. Dlatego poprzestanę w tym wątku na czytaniu waszych wypowiedzi.
I czy faktycznie powinni się tym martwić?
Pamiętam na jakimś rachunku sumienia pytanie: "czy inni patrząc na ciebie poznają że jesteś dzieckiem Boga".
A potem sobie przypomniałem rozmaite zdarzenia w życiu, jak autentyczne dzieci Boga były postrzegane przez rozmaitych (w tym autentycznie wierzących!) ludzi.
Podjadę hardkorem - jak był postrzegany Jezus, szczególnie na koniec swojej działalności.
A bliżej - jak był postrzegany św Josemaria w Kościele (!). I jest przez wielu do dziś. Nie tylko on zresztą.
Także mam dużą rezerwę do takiego widzenia sprawy.
Więc na powyższe pytanie z rachunku odpowiadam "trzeba spytać innych"
Uczniowie nie zmienili o Nim zdania. Tu nie chodzi o psychologię tłumu, ale o zwykłe życie.
"a myśmy się spodziewali że miał wyzwolić lud Izraela".
A tu zabity, i klops.
I to myślenie już może nie jest tak intensywne, ale coś z moim życiem dla Boga jest nie tak, skoro On się o to upomina.
Raczej mi chodzi o duchowość dziecięctwa Bożego niż o literalne rozumienie "windy do nieba".
I mam takie wewnętrzne przekonanie, że nie chodzi o życie dla Boga, raczej o życie w Bogu. W głębokiej zażyłości z Nim.
"Dla" Boga - tak, jakbyś mogła Mu coś dodać, dać, czymś ubogacić.
Chwałą Boga jest... człowiek ŻYJĄCY. Raczej o życie wewnętrzne chodzi, w Bogu, nie dla swojej większej czy mniejszej satysfakcji, że co DLA Niego robię.
Nic Mu nie dam, bo nic nie mam, ale na Jego miłość mogę odpowiedzieć (lub nie). I tak rozumiem życie dla Boga.
Nie do końca rozumiesz, co to znaczy żyć czy robić coś na chwałę Bożą?
Mi jest bardzo bliskie hasło Ad Maiorem Dei Gloriam, bardzo je „czuję”.
Ponieważ ja i tak jestem tylko pyłkiem, który zaraz zniknie, nie widzę sensu szukania chwały dla siebie, po co?
Tak nawet czysto pragmatycznie patrząc – nic, co nie jest wieczne, nie jest warte prawdziwego zachodu.
Tylko Bóg jest prawdziwie dobry, prawdziwie piękny, prawdziwie nieskończony i tylko On umie naprawdę kochać.
W związku z powyższym i czując to bardzo mocno we mnie, mam ochotę powiększać Jego chwałę tu na Ziemi, nie zależy mi na własnej sławie czy na tym, żeby inni mieli o mnie dobre zdanie, bo to jest takie ulotne!
Więc cokolwiek robię, chciałabym, żeby ostatecznie jakoś ludzi to przybliżało do Absolutu. Mam taką wolę, tego pragnę – że jeśli coś pójdzie mi dobrze, coś mi wyjdzie – Ad Maiorem Dei Gloriam! Nie mam potreby przypisywania zasług sobie, jeśli mam jakieś zdolności i zalety, przecież i tak dostałam je od Boga – więc to Jemu chwała i cześć się należą.
A że jesteśmy narzędziami niedoskonałymi, to wychodzi to często koślawo i inaczej niż to widzimy na poziomie czystej woli.
Czyli: kocham moje dzieci i widzę w nich dar Boży, ale ponieważ jestem słaba, to się na nie często drę – no mało w tym czasem miłości widać pewnie z zęwntrz i działania na chwałę Bożą.
Ale idealni nie jesteśmy i nie będziemy. Moje grzechy oczywiście mnóstwo psują.
Ale wola działania na chwałę Bożą jest, bo tylko On jest Panem.
Jeśli to czujesz w swoim sercu, to pomimo wszelkich potknięć inni też to poczują, obcując z Tobą. A potknięcia były, są i będą, bo jesteśmy cienkie Bolki
To jest jedynie odpowiedź na to, co dostałam od Boga.
Jak mówiła @September, trudno się o wierze mówi. Ja tylko próbuję uporządkować pewne sprawy w sobie.
Tak bardzo mnie boli, że teraz, gdy naprawdę postrzegamy, że świat opanowuje jakieś zło, ludzie wierzący zamiast szukać Boga, pokazywać Go, u Niego szukać pomocy, kłócą się, narzekają, szukają winy w innych, zamiast się zmobilizować w czynieniu dobra.
Sama nie jestem lepsza, ale to tym bardziej mnie boli. Gdzie nie wejdę, dyskusje o tym, co rząd zrobiła, czego nie zrobił, co ktoś inny zrobił, czego nie zrobił, a powinien. Ta pandemia już nie w głowach naszych siedzi, ale w sercach często się zaczyna lokować.
Bardzo mnie to męczy, a tu jeszcze kolejny raz wezwanie mnie do życia dla Bożej chwały. Próbuję to jakoś nazwać, oswoić, żeby czegoś nie przegapić. I tak długo odsuwałam to na bok.
Dobra. Dziękuję za odpowiedzi. Chętnie innych posłucham/poczytam.
Nie szukam własnej chwały, ale właśnie chwały Bożej. Tylko tak często boję się, że nie przybliżam ludziom Boga, a wręcz przeciwnie. Niech wszystko idzie na chwałę Bożą, nawet ten mój analityczny umysł!