@Ja też większość życia w tym co z lumpeksu. Ale przecież na czole nie miałam wypisane, gdzie się ubieram
@Juka mogłaś sobie zresztą pozwolić na bycie abnegatką, bo Ty PRACUJESZ. Jest różnica.
Jak matka jedynaka przyprowadziła synka w dziurawych spodniach, to wiadomo - taka najnowsza moda. Ale jak mój rozdarł spodnie na zjeżdżalni w przedszkolu, to usłyszałam że ja go w takich przyprowadziłam rozdartych, pewnie donasza po starszym bracie a nowych nie chce dziecku kupić
No nie, gdybym jeszcze nie pracowała to byłabym abnegatką max plus Obawiam się, ze to cecha charakteru A niech sobie ludzie interpretują jak chcą, ich problem. Zwłaszcza jak obcy.
@Bagata nie to miałam na myśli, żeby przyklejać uśmiech i coś udawać. Raczej żeby sobie uświadamiać pozytywy będąc przy innych, i przy obcych nie narzekać na dzieci, i że ciężko. Bo po pierwsze utrwalacz stereotyp madki patolki, a po drugie - raczej nikt Ci nie będzie za bardzo współczuł. Nawet jeśli w oczy nie powie Raczej będzie gadka że ,, chciałaś to masz " .
A pomnikom wszelkim jestem przeciwna/ mam dużą nieufność.
Jak chodzi o dbanie o wygląd i ogarnięcie ogolne, to poszłam do przodu od trzeciego dziecka, jako matka pierwszego nie panowałam nad niczym, a idea że można "wyglądać" wydawała mi się baśnią. Ale nie wiem, czy to kwestia ilości dzieci, czy wieku Jestem jak wino, to na pewno.
W tytule wątka - wydaje mi się, że miłość w rodzinie nie da się mierzyć liczbą dzieci, tyle. Uważam, że duże rodziny mają sporo zalet, których nie mają małe, ale akurat niekoniecznie więcej/mniej miłości.
W tytule wątka - wydaje mi się, że miłość w rodzinie nie da się mierzyć liczbą dzieci, tyle. Uważam, że duże rodziny mają sporo zalet, których nie mają małe, ale akurat niekoniecznie więcej/mniej miłości.
O! A ja przeciwnie, bardzo się zgadzam z tym tytułowym twierdzeniem. Rozwinę, ale później, bo teraz za chwilę muszę lecieć!
Pamiętam taką bajkę z dzieciństwa. Trzej bracia skądś uciekli i znaleźli w lesie opuszczony dom. Postanowili w nim zamieszkać. Następnego dnia ustalili, że dwaj młodsi pójdą szukać jedzenia, a najstarszy będzie pilnował domu. Niedługo po wyjściu młodszych braci, do drzwi zapukał staruszek, prosząc o jałmużnę. Najstarszy brat ofuknął go grubiańsko, a staruszek okazał się nadludzko silny i dotkliwie go pobił. Gdy młodsi bracia wrócili do domu, zaczęli dopytywać najstarszego, co mu się stało, że jest taki poobijany, ale ten skłamał, że spadł ze schodów. Pomyślał sobie, że następnego dnia młodszy brat zostanie w domu, i nie ma powodu go ostrzegać, czemu miałby mieć lepiej. Nazajutrz to samo spotkało środkowego brata, i on też skłamał, żeby przypadkiem najmłodszy brat nie miał forów.
Jak urodziłam pierwsze dziecko, to przypomniała mi się ta bajka, kiedy nie mogłam zrozumieć, dlaczego wszyscy, którzy mają dzieci, twierdzą, że to największe szczęście
W tytule wątka - wydaje mi się, że miłość w rodzinie nie da się mierzyć liczbą dzieci, tyle. Uważam, że duże rodziny mają sporo zalet, których nie mają małe, ale akurat niekoniecznie więcej/mniej miłości.
Tak myślisz? A mi się wydaje, że właśnie tak. I to przecież prosto policzyć, jak jest dwoje dzieci, to w rodzinie kochających się par ludzi jest 6, przy trójce dzieci 10, przy czwórce 15, a przy szóstce 28.
Dobry ten tytuł bo po maratonach z dziećmi szczególnie w czasie choroby to wielka szkoła miłości i pokory też. Miłości czynnej i surowej, ćwiczącej zapieranie się siebie, niezależnie w ogóle od liczby dzieci. To moje zdanie. Wczoraj usiedliśmy z mężem około 23 mówię " ja chce iść do klasztoru, tam jest cisza i spokój. Nie chcę nie będę już tu z tą gromadą i z ciągle coś. Ja tam w Krk widziałam ten mur u Karmelitanek na Kopernika i chce tam" Mój mąż milczy, milczy przytula mowi " rozumiem" po 5 min ciszy " a co z seksem?"
W tytule wątka - wydaje mi się, że miłość w rodzinie nie da się mierzyć liczbą dzieci, tyle. Uważam, że duże rodziny mają sporo zalet, których nie mają małe, ale akurat niekoniecznie więcej/mniej miłości.
Tak myślisz? A mi się wydaje, że właśnie tak. I to przecież prosto policzyć, jak jest dwoje dzieci, to w rodzinie kochających się par ludzi jest 6, przy trójce dzieci 10, przy czwórce 15, a przy szóstce 28.
Matematycznie może tak, ale jak tu miłość liczyć matematycznie? Ja się czułam jako dziecko z dwójki kochana w 100 %. Mój ojciec, z szóstki, też w 100. Kochający rodzic każdemu daje 100 % . A jesli nie umie, to obojętnie czy ma 1 dziecko, czy 10... Pewnie, że w większej liczbie osób jest więcej interakcji. Ale miłość to pojęcie jakościowe nie ilościowe.
Przyznam się że nie wysłuchałam wypowiedzi Krupskiej, ale się wypowiem. Wg mnie przewaga dużej rodziny w uczeniu dzieci co to znaczy kochać (być dla innych) bierze się z relacji między dużymi a małymi dziećmi. Bo dwoje dzieci urodzonych jedno po drugim to tylko rywalizacja. A mając dużo młodsze rodzeństwo nie rywalizuje się z nim, za to ciężko uniknąć poświęcania się dla niego: poświęcania swojego czasu, uwagi. To wychodzi naturalnie. Młodsze dzieci wydobywają mnóstwo dobra ze swoich starszych braci i sióstr.
Jest to mechanizm nie do podrobienia i nie do zastąpienia. Ok, sama wielodzietność nie jest tu konieczna, raczej duże różnice wieku.
Przyznam się że nie wysłuchałam wypowiedzi Krupskiej, ale się wypowiem. Wg mnie przewaga dużej rodziny w uczeniu dzieci co to znaczy kochać (być dla innych) bierze się z relacji między dużymi a małymi dziećmi. Bo dwoje dzieci urodzonych jedno po drugim to tylko rywalizacja. A mając dużo młodsze rodzeństwo nie rywalizuje się z nim, za to ciężko uniknąć poświęcania się dla niego: poświęcania swojego czasu, uwagi. To wychodzi naturalnie. Młodsze dzieci wydobywają mnóstwo dobra ze swoich starszych braci i sióstr.
Jest to mechanizm nie do podrobienia i nie do zastąpienia. Ok, sama wielodzietność nie jest tu konieczna, raczej duże różnice wieku.
Z tym to też różnie bywa. Mam dużo starszego brata, którego moje istnienie nijak nie nauczyło miłości. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek poświęcał mi swój czas i uwagę.
Dwoje dzieci z dużą różnicą wieku to jak dwoje jedynaków - tak twierdzi moja sąsiadka, mająca dwójkę z 12 lat różnicy. To, o czym mówi Wanda, to chyba jednak występuje przy większej ilości dzieci niż 2.
Moja mama, będąc sama dużo starszą siostrą, i mając złe wspomnienia z tym związane, bardzo pilnowała, żeby mój brat nie musiał się mną nigdy zajmować, i w ogóle żeby go moja osoba nie absorbowała, żeby miał swoją prywatność i swój świat, do którego ja nie miałam wstępu. Raczej fatalne to przyniosło skutki, no ale tak to bywa, że chcąc uniknąć błędów naszych rodziców, popełniamy własne, często gorsze.
Komentarz
Ale czy jest sens przyklejać sobie do twarzy uśmiech, kiedy akurat jest ciężko? Żeby ludzie sobie nie pomyśleli?
@Juka mogłaś sobie zresztą pozwolić na bycie abnegatką, bo Ty PRACUJESZ. Jest różnica.
Jak matka jedynaka przyprowadziła synka w dziurawych spodniach, to wiadomo - taka najnowsza moda. Ale jak mój rozdarł spodnie na zjeżdżalni w przedszkolu, to usłyszałam że ja go w takich przyprowadziłam rozdartych, pewnie donasza po starszym bracie a nowych nie chce dziecku kupić
A niech sobie ludzie interpretują jak chcą, ich problem. Zwłaszcza jak obcy.
Tylko potem mam starszego doła, że miało być tak pięknie, i co jest ze mną nie tak, że nie jest
Pisz pisz!
Raczej żeby sobie uświadamiać pozytywy będąc przy innych, i przy obcych nie narzekać na dzieci, i że ciężko.
Bo po pierwsze utrwalacz stereotyp madki patolki, a po drugie - raczej nikt Ci nie będzie za bardzo współczuł. Nawet jeśli w oczy nie powie
Raczej będzie gadka że ,, chciałaś to masz " .
A pomnikom wszelkim jestem przeciwna/ mam dużą nieufność.
Ale nie wiem, czy to kwestia ilości dzieci, czy wieku
Jestem jak wino, to na pewno.
Jak urodziłam pierwsze dziecko, to przypomniała mi się ta bajka, kiedy nie mogłam zrozumieć, dlaczego wszyscy, którzy mają dzieci, twierdzą, że to największe szczęście
A tak dobrze szło, może jeszcze ktoś dałby się nabrać..
Wczoraj usiedliśmy z mężem około 23 mówię " ja chce iść do klasztoru, tam jest cisza i spokój. Nie chcę nie będę już tu z tą gromadą i z ciągle coś. Ja tam w Krk widziałam ten mur u Karmelitanek na Kopernika i chce tam"
Mój mąż milczy, milczy przytula mowi " rozumiem" po 5 min ciszy " a co z seksem?"
Pewnie, że w większej liczbie osób jest więcej interakcji. Ale miłość to pojęcie jakościowe nie ilościowe.
Jest to mechanizm nie do podrobienia i nie do zastąpienia. Ok, sama wielodzietność nie jest tu konieczna, raczej duże różnice wieku.
To, o czym mówi Wanda, to chyba jednak występuje przy większej ilości dzieci niż 2.