@Wanda ładnie napisałaś w wątku zdjęciowym: "Mówi się, że w domu w którym zawsze jest pełna kołyska kwitną cnoty". Nie znałam tego powiedzenia, głębokie. Tak sobie rozmyślam. To są rzeczy trudne (niemożliwe?) do wytłumaczenia. Że to nie chodzi o jakąś sielankę, i że to, iż często jest trudno, ciężko, nie przeczy tej niepoliczalnej wartości, lecz przeciwnie - współtworzy ją.
Tak. Tylko chodzi o to, że argument że to ciężka robota, ma w opinii dużej części dzisiejszego społeczenstwa zaprzeczać wartości, a nawet w ogóle sensu posiadania większej niż standard 2+1 (ewentualnie heroiczne 2+2) rodziny.
Kiedyś miałam w sobie taką lekką zazdrość wobec do osób które choć wierzące stosują ścisły antykoncepcyjny planning (npr). Żal, że przez to że mi sumienie zawsze mówiło "daj z siebie więcej", coś tam straciłam: zawodowo, finansowo, wyjazdowo i rekreacyjnie. Dziś już mi całkowicie przeszło. Szczerze mi żal mojej bratowej, że ma tylko 2 synów i żadnej córeczki. Żadnej córeczki! Toż to katastrofa ;-)
Kiedyś miałam w sobie taką lekką zazdrość wobec do osób które choć wierzące stosują ścisły antykoncepcyjny planning (npr). Żal, że przez to że mi sumienie zawsze mówiło "daj z siebie więcej", coś tam straciłam: zawodowo, finansowo, wyjazdowo i rekreacyjnie. Dziś już mi całkowicie przeszło. Szczerze mi żal mojej bratowej, że ma tylko 2 synów i żadnej córeczki. Żadnej córeczki! Toż to katastrofa ;-)
Kiedy Ci to przeszło, ta zazdrość? </p>
Dobre pytanie. Chyba tak po siódmym dziecku :-) czyli niedawno. Może to kwestia wieku mojego. Ale bardziej chyba dzieci tych starszych. Że takie fajne wyrosły. Człowiek siał, siał i w końcu widzi jakieś plony na horyzoncie
Kiedyś miałam w sobie taką lekką zazdrość wobec do osób które choć wierzące stosują ścisły antykoncepcyjny planning (npr). Żal, że przez to że mi sumienie zawsze mówiło "daj z siebie więcej", coś tam straciłam: zawodowo, finansowo, wyjazdowo i rekreacyjnie. Dziś już mi całkowicie przeszło. Szczerze mi żal mojej bratowej, że ma tylko 2 synów i żadnej córeczki. Żadnej córeczki! Toż to katastrofa ;-)
@Wanda ja odwrotnie, czuje zazdrość wobec tych małżeństw które potrafią zaufać w tej kwestii Bogu i otwierać się. Ja bardzo bym tak chciała ale mój mąż słyszeć nie chce. I po kilku latach luźnego npr a potem tego restrykcyjnego stwierdzam że to żadna droga poza droga prosto w grzechy albo w jakąś nerwicę. Przestałam wierzyć w to że stosując twardy npr i spiąć z mężem w jednym łóżku można być szczęśliwym.
Ja jestem dumna a z wielodzietności. Nigdy się tego nie wstydziłam.
Z jednej strony współczuję ludziom,.którzy mają jedno,.dwójkę dzieci, bo nie wiedzą co tracą, a zdrugiej strony zazdroszczę, że mogą sobie pozwolić na więcej rozrywki, wyjazdy itp.
Tak sobie myślę,.że gdyby każdy miał wielodzietną rodzinę, to kto by pracował,.kto leczył itd. A pogodzić wielodzietnośc z pracą jest mega wyzwaniem.
@Ojejuna mrożę dużo rzeczy w sloikach, warunek taki żeby był zapełniony nie do samej nakrętki. Tak 3/4 zawartości żeby było miejsce na zwiększenie objętości gdy zamarznie. Mrożę pietruszkę i koperek pokrojone na zupę. Kilka szufladek mam z dżemem truskawkowym wtedy ladnie zachowuje kolor.
@Honi nie każdemu Bóg daje wiele dzieci. Spójrz na to w ten sposób. Niektórzy może by i chcieli, a mają jedno z wielkim trudem . Lub wcale. Moja koleżanka chciała pięcioro, a ma dwoje w odstępie kilkunastu lat - i to drugie dziecko według lekarzy jest cudem.
Trzeba by zacząć od zmiany myślenia o dzieciach- że to dar, a nie utrapienie i kłopotliwy nadmiar.
To tylko nasze powszechne myślenie, podsycane przez media - że dzieci będą się pchać na świat w ogromnych ilościach, jeśli ich nie powstrzymamy npr ( wersja katolicka) lub nie ochronimy się przed nimi antykoncepcją ( wersja reszty świata ).
A ja doszłam do tego, że każdy ma swoją drogę, nikt raczej sobie na złość nie robi, każdy chce dla siebie i swoich dzieci jak najlepiej i zna swoje możliwości. W każdej rodzinie może być pięknie i każda jest wartością i darem. Ja odstaję zawsze, wśród dalszych znajomych moja czwórka to mega dużo, a ja jestem kurą domową, wśród prawdziwych wielodzietnych mam połowę ich dobytku i robię karierę zawodową. A ja patrzę z boku i myślę, że mam pięknie, to jest moja droga i moje miejsce.
Menzen ostatnio o tym mówił że żadne pompowanie pieniędzy nie da efektu jeśli nie zmieni się nasza "kultura" . Że dzieci rodziły się w 2 RP gdzie bieda byka i w PRL a teraz przejmujemy kulturę zachodu i z dziećmi nam nie koniecznie po drodze (w takim skrócie)
@OlaOdPawla z tym się zgadzam. Napisałaś to jakby w kontrze do poprzednich wpisów - a ja tu nie widzę sprzeczności. Jak już wielokrotnie było powiedziane - wielodzietność nie jest dla każdego, a tym bardziej multiwielodzietność. Chodzi tylko o to, żeby widzieć w tym wartość, a nie tylko udręczenie, biedę i pośmiewisko w oczach innych. O podejście.
Dopiszę - nie to, żebym uważała że wielodzietność jest dla mnie, bo ja taka do przodu - raczej z perspektywy czasu widzę że średnio się do tego nadawalam, ale Bóg się nad nami litował i jakoś to poszło do przodu. I nawet zaowocowało.
@Honi to najlepszy sposób na zawistnych - iść z uśmiechem. Ja na spacer zawsze pilnowałam aby dzieci były ładnie ubrane ( i tak się ubrudziły że ale to szczegół ) i ja minimum zadbania, chociaż włosy umyte i nie ciągle w tych samych ciuchach. Żeby nie powielać stereotypów o wielodzietnych matkach - zaniedbana z pestek w ustach i krzycząca na dzieci. W szpitalu dla noworodka też najlepsze ciuszki.
To najlepiej świadczy, jak ludzie widzą Cię uśmiechniętą i dzieci ładne, zadowolone z życia.
No, to całe szczęście że nie mam bardzo wielu dzieci, bo na pewno bym ten stereotyp powielała Matka abnegatka , raczej z lumpeksu Dobrze, że chociaż zadowolenie z życia na znośnym poziomie...
Komentarz
Tak sobie rozmyślam. To są rzeczy trudne (niemożliwe?) do wytłumaczenia. Że to nie chodzi o jakąś sielankę, i że to, iż często jest trudno, ciężko, nie przeczy tej niepoliczalnej wartości, lecz przeciwnie - współtworzy ją.
Nigdy się tego nie wstydziłam.
Z jednej strony współczuję ludziom,.którzy mają jedno,.dwójkę dzieci, bo nie wiedzą co tracą, a zdrugiej strony zazdroszczę, że mogą sobie pozwolić na więcej rozrywki, wyjazdy itp.
Tak sobie myślę,.że gdyby każdy miał wielodzietną rodzinę, to kto by pracował,.kto leczył itd.
A pogodzić wielodzietnośc z pracą jest mega wyzwaniem.
Spójrz na to w ten sposób.
Niektórzy może by i chcieli, a mają jedno z wielkim trudem . Lub wcale.
Moja koleżanka chciała pięcioro, a ma dwoje w odstępie kilkunastu lat - i to drugie dziecko według lekarzy jest cudem.
Trzeba by zacząć od zmiany myślenia o dzieciach- że to dar, a nie utrapienie i kłopotliwy nadmiar.
To tylko nasze powszechne myślenie, podsycane przez media - że dzieci będą się pchać na świat w ogromnych ilościach, jeśli ich nie powstrzymamy npr ( wersja katolicka) lub nie ochronimy się przed nimi antykoncepcją ( wersja reszty świata ).
Tylko, czy to jest możliwe w ogóle, w obecnych czasach?
Napisałaś to jakby w kontrze do poprzednich wpisów - a ja tu nie widzę sprzeczności.
Jak już wielokrotnie było powiedziane - wielodzietność nie jest dla każdego, a tym bardziej multiwielodzietność.
Chodzi tylko o to, żeby widzieć w tym wartość, a nie tylko udręczenie, biedę i pośmiewisko w oczach innych. O podejście.
Dopiszę - nie to, żebym uważała że wielodzietność jest dla mnie, bo ja taka do przodu - raczej z perspektywy czasu widzę że średnio się do tego nadawalam, ale Bóg się nad nami litował i jakoś to poszło do przodu. I nawet zaowocowało.
Ja na spacer zawsze pilnowałam aby dzieci były ładnie ubrane ( i tak się ubrudziły że ale to szczegół ) i ja minimum zadbania, chociaż włosy umyte i nie ciągle w tych samych ciuchach. Żeby nie powielać stereotypów o wielodzietnych matkach - zaniedbana z pestek w ustach i krzycząca na dzieci.
W szpitalu dla noworodka też najlepsze ciuszki.
To najlepiej świadczy, jak ludzie widzą Cię uśmiechniętą i dzieci ładne, zadowolone z życia.
Dobrze, że chociaż zadowolenie z życia na znośnym poziomie...