Kieszonkowe...

245

Komentarz

  • Ale ja wcześnie wdrożyłam zwyczaj że wszelkie prezenty są ustalane że mną. Przyzwyczaili się.
  • i dlatego mają te ileś mieszkań bo nie wydają dużo kasy na prezenty dla wnuków B)
    MSPANC
    Podziękował(a) 1Wanda
  • U nas na urodziny i święta BN jest składka około 30-50 zł na każde dziecko ale ja mam czworo rodzeństwa plus nasi rodzice/dziadkowie i zbiera się nie mała kwota. Ale pieniądze nie są wydawane na głupoty tylko ustalamy wspólnie konkretny prezent, jak brakuje to dokładamy. Tak kupili sobie gitary, łóżko, rower, fotel do biurka, teraz syn zbiera na perkusję ale to z kilku okazji będzie musiał uzbierać.
    A co do głównego tematu to nie dostają od nas kieszonkowego, ale jakieś pieniądze zawsze w portfelu mają ;) - to ciocia dyszką rzuci, to babcia na dzień chłopaka da po 20zł, dziadek da „bogatą” czekoladę itd.
  • Moje dlatego nie dostają, że co niektórzy ( chłopcy) z braku realnych potrzeb na siłę wymyślają co kupić- młodsi słodycze, starszy rzeczy hobbystyczne których ma już nadmiar.
    Podziękował(a) 1[Usunięty użytkownik]
  • Jednak zaznaczam, że jak jest realna potrzeba uzasadniona i nawet trochę ponad nasze standardy, ale widzimy że będzie rzeczywiście z pożytkiem to dajemy na takie zakupy. Ogólnie popieramy rozsądne wydatki i z głową- bardzo nas denerwuje jak dzieci wydają nieprzemyślane i na byle co. Dlatego też nie dostają pieniędzy bez celu.
    Podziękował(a) 2[Usunięty użytkownik] Wanda
  • Nasi 7 i 9 lat w wakacje mieli wywieszony taryfikator opłat za takie drobne pozaobowiązkowe pracę np. sprzątanie samochodu. Uczciwie popracowali i kupili sobie jakieś potrzebne drobiazgi typu maska z fajką do nurkowania. Młodszy , już to widać , woli liczyć i marzyć co sobie kupi niż zarabiać. Czuję tu żyłkę handlową. Obawiam się że jak by dostał tak po prostu to jeszcze byłyby pretensje że mało. Coś by mnie trafiło i nie mieliby matki :D
    Podziękował(a) 1[Usunięty użytkownik]
  • Moi nie dostają, bo nie ma takiej potrzeby. Otrzymują określoną gotówkę na wyjazdy. W prezencie tylko od nas, na imieniny i urodziny, ale to też nie są duże kwoty.
    Podziękował(a) 1[Usunięty użytkownik]
  • Moje już nie dostają, bo się roszczeniowa jedna zrobila. Jak potrzebują to im kupuje co potrzebne.
    Ta roszczeniowa po 2 latach bez kieszonkowego... potrafi mi odpalić na urodziny/imieniny jakis banknot (moj Tata, jej Dziadek tak robi)... także nie zaszkodziło dziecku.
    Prezenty na urodziny i BN dostają jakie sobie wymarza bez specjalnego limitu $, ale krążą wg mnie w granicach rozsądku.
    Podziękował(a) 1[Usunięty użytkownik]
  • U nas też nie ma kieszonkowego puki co. Grubsze pieniądze dzieciom odkładam na konto jak dostają od innych. Drobniaki trzymają u siebie. Tłumacze jak chcą coś, że wszystko czego potrzebują ja im zapewniam i ja też nie dostaje kieszonkowego. Na wakacjach troszkę ich rozpieszczam i częściej spełniam zachcianki. I jak raz w tygodniu jedziemy na zakupy a były grzeczne to mogą dostać drożdżówkę czy jogurt czy co tam sobie innego wymyślą do jedzenia w granicach rozsądku i małej szkodliwości zdrowotnej. Ale najstarsza ma dopiero 9 lat i nie ma jakichś wygórowanych marzeń puki co.
  • Polly, myślę że wydawanie kieszonkowego na zasadzie "łatwo przyszło- łatwo poszło" też ich nie uczy autonomii, nawet wprost odwrotnie uczy rozrzutności.
    Nie dodałam, że u nas nastolatki na urodziny i święta dostają prezenty gotówkowe, maluchy rzeczowe.
    Podziękował(a) 1ZielonaKawa
  • Ponieważ my popełniamy i ssystkie możliwe błędy also. Dajemy od wakacji... Dziewczynom.. ale płynne jest.. i mają mieć do soboty pokój posprzątany..mcw praktyce..różnie . Jak posprzątam to jest :D
  • Przypomniało mi się, że w zeszłym roku przed Świętami dałam każdemu małą dotację celową na prezenty dla rodzeństwa. To było fajne, b się zaangażowali w wymyślanie, kupowanie, robienie etc. Było ustalone do ilu złotych może kosztować prezent dla jednej osoby. Poza tym my mieszkamy daleko od sklepów, musieli tam jeździć na rowerach... ;-)

    Mój tata miał zasadę że jak zbierałam na coś drogiego co on popierał to dorzucał się w połowie do zakupu. Taka superpremia dla oszczednych
  • Wanda powiedział(a):

    Przypomniało mi się, że w zeszłym roku przed Świętami dałam każdemu małą dotację celową na prezenty dla rodzeństwa. To było fajne, b się zaangażowali w wymyślanie, kupowanie, robienie etc. Było ustalone do ilu złotych może kosztować prezent dla jednej osoby. Poza tym my mieszkamy daleko od sklepów, musieli tam jeździć na rowerach... ;-)

    Mój tata miał zasadę że jak zbierałam na coś drogiego co on popierał to dorzucał się w połowie do zakupu. Taka superpremia dla oszczednych

    Ja mam podobną zasadę, jak zbierali na komputer, jakieś wypasione dodatki dokładam połowę, teraz jest kurs sędziego pływackiego - dokładam połowę na pokrycie kosztu, drugą połowę Michał płaci ze swoich pieniędzy.
  • Ja miałam zasadę, że np.na zwykłe buty, spodnie itp.przeznaczam pewną kwotę, bo odzienie i obucie należy do nas, a jak chcą jakiś extra obów albo ciuch, to muszą dołożyć z własnej kasy.
    Na duże imprezy zrzucaliśmy się rodzinnie na kompa, na prawko itp.
    Moje miały przez kilka lat stypendium z powiatu i to było wystarczająco.
  • EluniaSylwia powiedział(a):

    Ja miałam zasadę, że np.na zwykłe buty, spodnie itp.przeznaczam pewną kwotę, bo odzienie i obucie należy do nas, a jak chcą jakiś extra obów albo ciuch, to muszą dołożyć z własnej kasy.
    Na duże imprezy zrzucaliśmy się rodzinnie na kompa, na prawko itp.
    Moje miały przez kilka lat stypendium z powiatu i to było wystarczająco.

    To też praktykuję z butami i ciuchami. Michał ma stypendium więc nie mam oporów żeby dorzucał się do swoich zachciewajek
  • U mnie Wojtek jest ciuchowym abnegatem. Jak ma pieniądze, to raczej na star Warsy wyda.
    Ale Maciek chętnie dorzuca swoje grosze do lepszych korków do piłki.
  • Dzieci rosną, okoliczności życiowe się nam zmieniają, postanowiliśmy dawać.
    Tzn. na razie jest taki pomysł, nie zrealizowany jeszcze.
    Ostatnio w Kredzie zimowej był art.
    Zainspirowaliśmy się, pracujemy nad umową... Tak, podpisujemy z każdą z córek umowę. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

    Polecam też art. https://jakoszczedzacpieniadze.pl/kieszonkowe-jak-uczyc-dzieci-finansow i komentarze, ku przemyśleniom.

    Mnie ogólnie średnio podoba się koncept dawania $ za nic. A już na pewno nie podoba się za roszczeniowość, która gdzieś tam się kiedyś u nas pojawiła.
    Natomiast wiele koncepcji dawania kieszonkowego zakłada, że pieniądze są dawane dziecku bezwarunkowo, bo ma się uczyć zarządzania $.
    No nie gra mi to z naszymi dziećmi, konkretnie z jedną. Myślę, że to bardzo indywidualne.
    Umowa będzie zatem na 3 miesiące, wypłata co tydz. kwota = wiek dziecka, podział na 3 słoiki (dobroczynność 10%, oszczędzanie 50%, wydatki bieżące 40% - zaokr do zł.). Dnia wypłaty same pilnują, bo inaczej przepada. Obwarowania na co absolutnie nie wolno dziecku wydać $. I czego już mu nie będziemy kupować od tego momentu, bo przecież dostało ekwiwalent.
    Umowa zakłada też dodanie $ od rodziców jeżeli dziecko odłożyło np. 50% sumy na coś wymarzonego, wartościowego.
    I wbrew radom z netu, zawrzemy w niej warunek wykonywania obowiązków, rzetelnej nauki i uprzejmego zachowania.

    Z dodatków to najbardziej podoba nam się zaoferowanie możliwości dorobienia na zadaniach nie należących do nich:
    - odkurzanei auta
    - mycie okien
    Choć optymalne byłoby żeby Sąsiadowi to zrobili (a my nawet się z nim umówimy... ;-) ).

    Korzystamy już z możliwości sprzedaży na OLX nieużywanych zabawek. Te $ wrócą teraz do córek, z podziałem na słoiki.

    Po co to wszystko? Zauważyłam, że jak córka jeździ na zakupy dla nas, to i tak sobie coś tam kupuje (słodycze). Niech to robi na legalu, może z czasem poczuje, że głupio tracić kasę na landryny, zwłaszcza jak trzeba wydać swoje.
    Koncept kieszonkowego zakłada, że od momentu powierzenia dziecku kwoty regularnej, nie kupujemy już tych rzeczy. Plastikowe figurki, lody, słodycze, art. plastyczne watpliwej jakości. Czyli jak są wakacje to sobie sami sponsorują zachcianki.
    Zgadzam się, wszystko to zło, ale np. słodycze jemy w weekend, żeby już nie demonizować. Plastkowych figurek nie kupuję... ale chyba to wszystko jest po to, żeby właśnie się spażyło w młodym wieku, że nie warto za takie byle co płacić.

    Zobaczymy...

    Trudności, które na razie widzę:
    - regularnie mieć przygotowane drobne na dzień wypłaty
    - pamiętać żeby nie dać się naciągnać na umówione wydatki
    - dzieci w różnym wieku będą się burzyć że nierówno dostają (koncept zakłada przekazanie z czasem nastolatkowi pełnej kwoty na jego utrzymanie, więc trzeba jakoś do tego dojrzeć przez zwiększanie kwoty i idącą równolegle edukacją finansowa...)
  • O matko !
    A nie mozna poprostu dac dychy i niech robi co chce ‽ wyda to nie będzie mieć, to najważniejsza nauka ;)
    Takie dawanie i kontrolowanie co do grosza to nie jest ani dawanie ani samodzielność
    Ani to też żadna umowa bo to nie jest zgodna wola stron ;) tylko wymuszona przez rodzica z jego silniejszej pozycji ... lepiej nazywać rzeczy po imieniu ;)
  • Moze masz racje, zobaczymy...
    W wychowaniu najwazniejszy chyba przykład? No i my tak robimy, budzetujemy, dzieci widzą arkusz kalkulacyjny. Są tam przychody, wydatki na jedzenie itp, oszczędności, kasa na tace... także próbujemy to ubrać w prosty, sprawdzony u innych system 3 słoików.
    Podziękował(a) 1Bea
  • @wiesia to bardzo popularne teraz. I w ogóle podziwiam Was za wdrożenie tego bo wygląda rozsądnie i jesteście jakby w tym wszyscy, przez to to się robi naturalne nie wydziwione. Ja jestem starej daty i powielam schemat moich rodziców, tzn żadnych kieszonkowych,na cele tak, jak poprosi dziecko bo tego też musi się nauczyć, a nie gotowe- masz. U nas zawsze kasa była zarobkowa, dzieci nosiły ulotki, pomagały coś tam i za pracę otrzymywały wynagrodzenie. Za to u babci :) zawsze obdarowani papierkiem albo piątakiem wiadomo. I taki podział był.
  • Moi szybko zaczynają zarabiać. Obecna 16 latka już odłożyła na prawo jazdy z zarobionych w wakacje, teraz też pracuje w weekendy. Ale płaceniu za prace domowe, nawet nieobowiązkowe, jestem bardzo przeciwna. To jest nasze wspólne dobro, ja też nie każę sobie płacić za nieobowiązkowe przysługi dla rodziny. Więc jeśli podwożę któreś, choć nie muszę, albo robię ulubione ciasto, choć wystarczyłaby zupa, to nie będę płacić za posprzątanie samochodu. Raczej dam jak mogę i ktoś potrzebuje. Moim zdaniem równie ważna jest nauka dawania za darmo, z miłości, jak zapracowania na siebie.
  • @Juka dokladnie tak samo uwazam . Nie dopisałam, że chodzi o pomoc " u obcych" np Z opiekowała się dziećmi albo przy przeprowadzkach, malowanie. Gdybym miała wyliczyć ich obowiązki domowe np zmywarka, składanie prania, sprzątanie i to czasami z nastolatkowym fochem i dyskusją to nie byłaby to za duża kwota :D
    Podziękował(a) 1Katanna
  • znam rodzinę, która z tego szkoliła i ich dzieci chyba od 15-16 roku życia miały tzw utrzymaniowe czyli dostawały sporo więcej ale same już musiały ogarnąc kupno butów, ubrań itp.
  • wiesia powiedział(a):

    Dzieci rosną, okoliczności życiowe się nam zmieniają, postanowiliśmy dawać.
    Tzn. na razie jest taki pomysł, nie zrealizowany jeszcze.
    Ostatnio w Kredzie zimowej był art.
    Zainspirowaliśmy się, pracujemy nad umową... Tak, podpisujemy z każdą z córek umowę. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

    Polecam też art. https://jakoszczedzacpieniadze.pl/kieszonkowe-jak-uczyc-dzieci-finansow i komentarze, ku przemyśleniom.

    Mnie ogólnie średnio podoba się koncept dawania $ za nic. A już na pewno nie podoba się za roszczeniowość, która gdzieś tam się kiedyś u nas pojawiła.
    Natomiast wiele koncepcji dawania kieszonkowego zakłada, że pieniądze są dawane dziecku bezwarunkowo, bo ma się uczyć zarządzania $.
    No nie gra mi to z naszymi dziećmi, konkretnie z jedną. Myślę, że to bardzo indywidualne.
    Umowa będzie zatem na 3 miesiące, wypłata co tydz. kwota = wiek dziecka, podział na 3 słoiki (dobroczynność 10%, oszczędzanie 50%, wydatki bieżące 40% - zaokr do zł.). Dnia wypłaty same pilnują, bo inaczej przepada. Obwarowania na co absolutnie nie wolno dziecku wydać $. I czego już mu nie będziemy kupować od tego momentu, bo przecież dostało ekwiwalent.
    Umowa zakłada też dodanie $ od rodziców jeżeli dziecko odłożyło np. 50% sumy na coś wymarzonego, wartościowego.
    I wbrew radom z netu, zawrzemy w niej warunek wykonywania obowiązków, rzetelnej nauki i uprzejmego zachowania.

    Z dodatków to najbardziej podoba nam się zaoferowanie możliwości dorobienia na zadaniach nie należących do nich:
    - odkurzanei auta
    - mycie okien

    Choć optymalne byłoby żeby Sąsiadowi to zrobili (a my nawet się z nim umówimy... ;-) ).

    Korzystamy już z możliwości sprzedaży na OLX nieużywanych zabawek. Te $ wrócą teraz do córek, z podziałem na słoiki.

    Po co to wszystko? Zauważyłam, że jak córka jeździ na zakupy dla nas, to i tak sobie coś tam kupuje (słodycze). Niech to robi na legalu, może z czasem poczuje, że głupio tracić kasę na landryny, zwłaszcza jak trzeba wydać swoje.
    Koncept kieszonkowego zakłada, że od momentu powierzenia dziecku kwoty regularnej, nie kupujemy już tych rzeczy. Plastikowe figurki, lody, słodycze, art. plastyczne watpliwej jakości. Czyli jak są wakacje to sobie sami sponsorują zachcianki.
    Zgadzam się, wszystko to zło, ale np. słodycze jemy w weekend, żeby już nie demonizować. Plastkowych figurek nie kupuję... ale chyba to wszystko jest po to, żeby właśnie się spażyło w młodym wieku, że nie warto za takie byle co płacić.

    Zobaczymy...

    Trudności, które na razie widzę:
    - regularnie mieć przygotowane drobne na dzień wypłaty
    - pamiętać żeby nie dać się naciągnać na umówione wydatki
    - dzieci w różnym wieku będą się burzyć że nierówno dostają (koncept zakłada przekazanie z czasem nastolatkowi pełnej kwoty na jego utrzymanie, więc trzeba jakoś do tego dojrzeć przez zwiększanie kwoty i idącą równolegle edukacją finansowa...)

    A dlaczego mycie okien w domu w którym mieszkają i odkurzenie auta którym jeżdżą nie należy do nich?
    Ja rozumiem pomoc w firmie rodzinnej, to chyba jedyna sytuacja gdzie płacenie za pracę przez rodziców jest ok.
    Podziękował(a) 1Juka
  • U nas w okolicach 7. urodzin jest poważna rozmowa, że jest już dużym dzieckiem, a nie maluchem, więc pojawiają się nowe obowiązki i nowe przywileje. Jednym z przywilejów jest właśnie kieszonkowe w oszałamiającej kwocie 5zł na tydzień, z planowanym wzrostem kwoty stosownie do wieku.

    Wydawać mogą na co chcą, o ile nie jest szkodliwe albo niebezpieczne. Jeden kupi sobie jakieś drobne słodycze, drugi gazetkę o samochodach, razem zbierają na quada :) Mają się nauczyć, że jak wydadzą, to już nie mają, a jak chcą coś droższego, to muszą odłożyć. Podobno to jest właśnie najważniejsze, żeby wbrew sobie pozwolić dziecku wydać te parę złotych na bzdury.

    Do dużo droższych, ale wartościowych rzeczy się dorzucamy, ale to już jest rozpatrywane indywidualnie. Za obowiązki domowe nie płacimy z zasady, bo to jest też ich dom. Jak zrobią coś dodatkowo, ponad to co mają wyznaczone, jest to odnotowywane i wynagradzane w inny sposób. System na razie się sprawdza, nie wydają na głupoty, mimo że mogą.
  • @Juka, a gdzie zarabiają Twoje dzieci?
  • edytowano stycznia 2022
    Chyba ważne jest jasno sobie ustawić cel.
    Dla mnie taka umowa z dzieckiem,liczenie,płacenie za wszystko,rozliczanie stawia jednak ten pieniądz u podstawy rozmów,motywacji.
    Ja tak nie chcę ani żyć ani dzieci wychowywać i dlatego czegoś takiego bym u siebie nie wprowadziła.
    W ogóle mi to jakoś nie gra z uczeniem dziecka bezinteresownej miłości, niezasługującej, którą ma otrzymać od rodziców i którą ma być zdolne dawać dalej.
    Co nieznaczy, że nie dostają regularnego kieszonkowego,albo od czasu do czasu nie "zarabiają", nawet w domu,jakichś drobnych sum za coś czego nikt zrobić nie chce,nie ma czasu.
    Kieszonkowe regularnie dostają starsze,które już same jeżdżą na zakupy,dojeżdżają do szkół średnich.
    Najstarsza,dorosła ma oprócz szkoły pracę,w której dość dobrze zarabia. Sama stwierdziła,że już nie muszę jej dawać kieszonkowego. Sama z siebie dodaje na paliwo,bo praca jest w takim miejscu,że nie ma czym dojechać i musimy ją podwozić i przywozić.
    Udało się jej przekazać o finansach tyle co trzeba,myślę,odpowiedzialność ale też takie nieliczenie tylko kasy, bezinteresowność. Widzę,że jak daje za to paliwo czy też młodszym z tego co zarobi to dlatego,że kocha,bo rozumie sytuację,umie się podzielić bez bólu,sprawia i jej to radość.
    Nie wiem czy dobrze te myśli wyraziłam. To jest taka delikatna granica kiedy pieniądze i interesy stają się priorytetem.
    Zawsze chciałam dzieciom przekazać,że ponad kasę ważniejsze są więzi.
  • U nas była zasada "ile lat tyle złotówek" , naturalnie to przyjęli. Nie było płacenia za prace domowe i pomoc.
    Podziękował(a) 1Daan
  • ZielonaKawa powiedział(a):

    @Juka, a gdzie zarabiają Twoje dzieci?

    Nastolatki ? W gastronomii. Głównie kelnerują, ale młoda w wakacje na zmywaku i powiem, że mi zaimponowała. Zmiany 10 godzinne w gorącej wodzie, parze i z ciężkimi garami do dźwigania dla takiej młodej dziewczynki to była ostra szkoła.

    A najstarsza już w zawodzie, poniekąd, bo jeszcze dyplomu nie ma. Uczy dzieci grafiki i projektuje na zlecenie różne rzeczy, np okładki do książek ;)
    Podziękował(a) 1blaekie
  • @Juka, mój szacunek dla dzieci!
    Podziękował(a) 1Juka

Zostaw komentarz

PogrubionyKursywaPrzekreślenieLista numerowanaLista nieuporządkowana
Emoji
Attach file
Attach image
Wyrównaj do lewejWyśrodkujWyrównaj do prawejPrzełącz widok HTMLPrzełącz pełna stronaPrzełącz światła
Upuść obraz/plik