Droga Krzyżowa
Powoli Wielki Post dobiega końca. Chciałabym spróbować rozważyć stacje Drogi Krzyżowej, nawet niekoniecznie tylko te oficjalne. Może ktoś ma ochotę podzielić się i włączyć.
STACJA I
WYROK
Tak łatwo komuś odpowiedzieć źle, ulec emocjom. Tak łatwo kogoś osądzić, posądzić zgodnie z naszymi wyobrażeniami.
A tak trudno znieść czyjeś oskarżenia i po prostu przemilczeć. Nie tłumaczyć się, nie prostować.
Kolejny dowód na to, że zło jest łatwiejsze od dobra. Boże naucz mnie milczeć.
STACJA II
KRZYŻ
Pan Jezus uczy mnie przyjmowania mojego krzyża bez buntu, bez poprawiania, taki jaki jest. Kolejne trudne zadanie. Uczę się tego dzięki temu, że wiele razy okazało się, że ten krzyż to błogosławieństwo. I że nie jestem sama, choć tak się wydaje. Poza tym, kiedy jest mi ciężko, przypominam sobie, że nie dostanę więcej niż to, co dam radę dźwigać.
STACJA I
WYROK
Tak łatwo komuś odpowiedzieć źle, ulec emocjom. Tak łatwo kogoś osądzić, posądzić zgodnie z naszymi wyobrażeniami.
A tak trudno znieść czyjeś oskarżenia i po prostu przemilczeć. Nie tłumaczyć się, nie prostować.
Kolejny dowód na to, że zło jest łatwiejsze od dobra. Boże naucz mnie milczeć.
STACJA II
KRZYŻ
Pan Jezus uczy mnie przyjmowania mojego krzyża bez buntu, bez poprawiania, taki jaki jest. Kolejne trudne zadanie. Uczę się tego dzięki temu, że wiele razy okazało się, że ten krzyż to błogosławieństwo. I że nie jestem sama, choć tak się wydaje. Poza tym, kiedy jest mi ciężko, przypominam sobie, że nie dostanę więcej niż to, co dam radę dźwigać.
Komentarz
Zawsze sobie wyobrażam, jak Pan Jezus pada pod ciężarem belki krzyża przywiązanej do Jego rąk. Pada na twarz, przygnieciony belką, dosłownie wgnieciony w ziemię. Jeszcze ten pierwszy upadek mógł zamortyzować jakoś. Ale trzeci? Gdy był tak bardzo wyczerpany?
Upadł, żebym ja tak nie upadła, podtrzymuje mnie tymi upadkami przed grzechem, który mógłby mnie wgnieść w ziemię.
Jaki to ból duszy, gdy po grzechu przypomnę sobie leżącego Pana.
Przepraszam.
MATKA
Najważniejsza nauka tej stacji jest taka, że dziecku trzeba pozwolić kroczyć własną drogą. Był czas na wychowanie - przygotowanie do dorosłego życia, a potem trzeba pozwolić żyć. Można radzić, pouczać, pouczać, ale decyzje pozostawić dziecku.
Tego mnie nauczyła moja mama. Wiem, że to bardzo trudne, szczególnie gdy dziecko błądzi, ale tak trzeba.
Jest ważne, że można dzieci oddać Bogu przez ręce Najlepszej z matek, Matce Pana Jezusa. Nie jest ono samo, my też nie pozostajemy tak do końca bezradni.
Dziękuję, Panie, za wszystkie matki.
Jezu Chryste, Ty przyjąłeś pomoc Szymona, chociaż była to pomoc przymuszona. Żołnierze zmusili tego człowieka, by pomógł Ci dźwigać krzyż. Nie uczynili tego jednak ze współczucia lecz przeciwnie - z okrucieństwa. Bali się bowiem o to, że nie dojdziesz na szczyt Golgoty i że nie będą mogli przybić Ciebie do krzyża.
W naszych czasach największej pomocy potrzebują właśnie rodziny. Małżeństwo i rodzina to najważniejsza cząstka każdego społeczeństwa. To także najważniejsza cząstka Kościoła. Rodziny podejmują swój błogosławiony trud wtedy, gdy nie tylko ofiarnie przekazują życie dzieciom, ale gdy jednocześnie w sposób zgodny z Ewangelią wychowują swoje potomstwo. Nikt ich w tym błogosławionym trudzie nie może zastąpić. Wszyscy natomiast powinni pomagać. Pomoc rodzinie to zadanie nie tylko parlamentu, rządu i samorządów, ale także zadanie mediów, szkoły, kultury. Ta pomoc nigdy nie będzie doskonała i wystarczająca, podobnie jak niedoskonała i niewystarczająca była pomoc ze strony Szymona. Ale każda pomoc jest potrzebna i cenna, jeśli tylko sprawia, że rodziny mogą chociaż nieco łatwiej wypełniać swoje zadania, bez konieczności decydowania się na heroiczne wyrzeczenia. Rzeczywista troska o rodzinę to dla każdego społeczeństwa podstawowy sprawdzian sprawiedliwości społecznej.
Jezu przyjmujący przymuszoną pomoc Szymona, daj ludziom sprawującym władzę poczucie szczególnej odpowiedzialności za los rodziny. Daj im także odwagę i stanowczość w podejmowaniu troski o rodzinę oraz troski o warunki, w jakich rodzina podejmuje swą służbę na rzecz cywilizacji życia.
Jezu Chryste, opuszczony na drodze krzyżowej przez Twoich apostołów, oto spotykasz drugą już kobietę, która okazuje Ci miłość i która odważnie, z własnej inicjatywy podchodzi do Ciebie, by okazać współczucie i pomoc.
Ta stacja Twojej drogi krzyżowej jest kolejnym potwierdzeniem kobiecej odwagi i kobiecego geniuszu w czynieniu dobra. Niestety wielu mężczyzn — także małżonków i ojców — usiłuje okazać swoje „męstwo” poprzez czynienie zła. Szlachetna i święta kobieta - babcia, żona, mama, córka czy wnuczka — to nieoceniony skarbem oraz ozdoba każdej rodziny. Taka kobieta potrafi nauczyć mężczyznę mądrze myśleć, odpowiedzialnie kochać i solidnie pracować. Taka kobieta pełni w rodzinie rolę Weroniki, gdyż staje się prawdziwym obrazem Boga, który rozumie, kocha i wychowuje człowieka.
Jezu, wspierany miłością i odwagą Weroniki, umacniaj święte kobiety — babcie, żony, matki, córki i wnuczki — by potrafiły kochać swoich bliskich mądrą miłością, czyli taką, która nie tylko kocha, ale która stawia wymagania i uczy kochać.
KOBIETY
Łzy są oczyszczające, przynoszą ulgę. Szczególnie kobiety mają łatwość do wzruszeń i łez.
Pan Jezus jednak poucza, że łzy to początek, a nie koniec. Skoro widzimy sytuację prowadzącą nas do łez, to znaczy że trzeba iść dalej. Kto płacze nad Nim, powinien zastanowić się, z jakiego powodu On tak cierpi i ulżyć Jego cierpieniu zmieniając to, co złe w naszym życiu.
Jeśli zatrzymuję się na łzach, to one nie są nic warte.
ODARCIE Z SZAT
Nie mogę zrozumieć, dlaczego godność kojarzy się ze stanem posiadania.
Oto tu widać, że godność jest postawą i nie można jej kupić. Można być bogatym i pozbawionym godności, można też być biednym i godnym.
Trzeba walczyć o swoją godność bez względu na wszystko. Szczególnie teraz, kiedy niektórzy starają się nas z niej odrzeć, a inni porzucili godność dla zysków lub światowej sławy.
Warto wracać do tej stacji, by zrozumieć czy jest godność.
PRZYBICIE DO KRZYŻA
Wczoraj podczas Mszy św. patrzyłam na przybitego do krzyża Pana Jezusa. Ja jeszcze mogę chodzić, ale jak tylko mi trudniej, jęczę i marudzę. On po prostu przyjął ten ból, te gwoździe i jeszcze błogosławił oprawcom.
To wyraźna wskazówka dla mnie. Chciałabym o tym pamiętać, kiedy moje uczyni mi niesprawną.
(Ja mam "pokusę" założenia wątku z rozważaniem Słowa z dnia. Interesowałoby to kogoś oprócz mnie...?)
„Jedna godzina rozważania mojej bolesnej męki większą zasługę ma, aniżeli cały rok biczowania się aż do krwi; rozważanie moich bolesnych ran jest dla ciebie z wielkim pożytkiem, a mnie sprawia wielką radość” (Dz.369)
ŚMIERĆ NA KRZYŻU
Panie Jezu, tak bardzo Ci dziękuję za to, że nie zszedłeś z krzyża. Widziałeś na nim wszystkie grzechy i przewrotność wszystkich ludzi świata. Widziałeś także to, co dziś się dzieje. Widziałeś i prosiłeś Ojca za nami. Tu także dałeś nam w opiekę Twoją Matkę. Prosiłeś też Matkę o opiekę nad nami. Dałeś o Matkę i o nas do ostatniego oddechu.
Uczysz mnie, że troska o innych jest najważniejsza.
Tylko ciągle z bólem stwierdzam i przepraszam, że tak słabo opiekuję się Twoją Matką.
ZDJĘCIE Z KRZYŻA
Pan Jezus w ramionach Matki. Kędyś Go tuliła do swego serca wiele razy. Teraz w bólu tuli Go po raz ostatni. Jak bardzo musi cierpieć, widząc poranione ciało Syna.
Zapewne pamięta Jego słowa o zmartwychstaniu, ale i tak myślę, że czuje ból.
Można sparafrazować to samo pytanie, które zadał Pan Jezus faryzeuszom: widzieliście moje dobre czyny. Za które Mnie ukrzyżowaliście? Powinnam to samo pytanie zadawać sobie, zanim zrobię coś złego.
Czy to dobre miejsce? Ja chciałam polecić domową drogę krzyżową dla dzieci. Z racji ubiegłorocznych obostrzeń robiliśmy w domu. I teraz - choć nie wiem, czy to dobrze - dzieci domagają się nie tylko tej kościelnej, ale też tej domowej wersji. Widzę, że przezywają ją znacznie mocniej, zwłaszcza młodsi. Więc robimy, niekoniecznie w piątek.
Jest bardzo prosta do zrobienia:
- krzyż na początku + zapalona świeca
- sznur wyznaczający całą drogę
- przy nim stacje (wydrukowane lub namalowane odpowiednie do stacji obrazy) + niezapalone świeczki
- niekoniecznie, ale warto - "akcesoria" kojarzące się z daną stacją - gwoździe, młotek, kamienie, chusta, obraz Maryi, ocet, bandaże - co tylko dzieci wymyślą
Dzieci kolejno podchodzą z małą świeczką do tej palącej się obok krzyża i przy "Któryś za nas" niosą ją do danej stacji. Skupienie, by zapalić, nie poparzyć się, donieść - dobrze wpływa na całokształt.
Wtedy czytamy króciutkie rozważanie, albo dzieci mówią swoje 3-5 zdań.
Potem, w zależności od dnia i dostępności czasu, malowały wybraną przez siebie stację. Przy kolejnym razie te obrazki leżały przy sznurze zamiast wydruków i dodatkowo droga stawała się bardziej "ich".
(Jeśli komuś trudno to sobie wyobrazić mogę wrzucić zdjęcie. Bo to naprawdę minimum przygotowania a uważam, że warto)
Bardzo to lubimy.
Stacje A4 w koszulkach (zrobione przez dzieci - materiały z katechezy) powieszone na ogrodzeniu.
Dodamy świece do pilnowania (tylko juz bez odpalania bo wiatr)... wydaje się ze to podziala motywująco... dzięki:)
GRÓB
Tajemnica śmierci rozwiąże się trzeciego dnia. Teraz widać tylko grób, kamień i pustkę po Człowieku, po kimś bliskim, o kim myśleli że będzie zawsze, a przynajmniej długo.
Dziękuję Ci, Boże, że trzeciego dnia grób będzie pusty. Dziękuję za nadzieję życia wiecznego. Pragnę go dla wszystkich ludzi i boli mnie serce, kiedy ktoś umiera w niepewności wieczności. Ufam Bożemu Miłosierdziu.
To ciekawe, że nikt nie poznawał Pana Jezusa po Jego zmartwychwstaniu. Fenomen naszych oczekiwań. Poukłada sobie w głowie człowiek, że będzie tak i tak, a jest całkiem inaczej.
Doświadczyłam tego w stosunku do bliskiej mi osoby, która się nawróciła. A ja ciągle oczekiwałam, że zachowa się w określony sposób. Dopiero po dłuższym czasie przyjmowałam otwartym sercem człowieka takim, jakim jest, a nie jaki był wcześniej. Zaczęłam rozpoznawać Zmartwychwstałego, kiedy zrobiłam dla Niego miejsce w moim sercu.
I pamiętajmy o tej nieustannej Obecności, bez której krzyż jest często nie do udźwignięcia.
Jego droga krzyżowa już się skończyła.
Wszystko wziął, zaniósł, zwyciężył, odkupił.
Wygrał.
Wszystko. Za nas i dla nas.
My na naszej drodze często jęczymy, stęczymy, leżymy zamiast wstać...
A z Jego perspektywy to wygląda tak: Już! Wykonało się! To jest wygrane! Wstań i chodź! Już nic nie musisz robić, tylko przyjąć zbawienie, za darmo! Zachwycić się i pójść z uwielbieniem dalej!
Wystarczy Ci mojej łaski!
My po ludzku, po swojemu....
I żeby nie wiadomo, jak trudne i zagmatwane, albo błahe i prozaiczne były te nasze rozkminy On jest.
Cierpliwie słucha.
Szanuje i nie zniechęca się.
Często bardziej Jemu niż nam zależy żebyśmy doszli tam, gdzie już przygotował nam miejsce...
Dzięki Ci Jezu za to!
Dziś dziękuję Bogu, że pomógł i pozwolił pokonać wszystko, że dał mi Wzór, którego tak potrzebowałam.
Zacznę od takiej refleksji, która mnie ostatnio naszła.
Początek Męki. Ogrójec. Na pytanie tych, którzy przyszli pojmać Pana Jezusa, On odpowiedział Ja Jestem. I żydzi padli przed Nim na kolana, bo przedstawił się Imieniem Bożym. Potem, po śmierci Pana na krzyżu poganin, setnik przyznał, że On był Synem Bożym. Taka pętla.
I druga pętla - uczeni w piśmie i faryzeusze najpierw zapłacili za wydanie w ich ręce Pana Jezusa, a potem zapłacili strażnikom za kłamstwo, by ci nie opowiadali o zmartwychwstaniu.
W pierwszym przypadku można mówić, że łatwiej się uklęknie jakby "z przyzwyczajenia, a potem zdradza się Boga i łamie Jego przykazania dla własnej wygody. Inaczej, gdy ktoś doświadczy działania Boga w pełnej otwartości serca.
I drugie - niektórym wydaje się, że wszystko można kupić za pieniądze. Żyją sprawami ziemskimi i tylko one się liczą. W ich przypadku ewidentnie sprawdzają się słowa słowa Pana Jezusa, że nie można służyć mamonie i Bogu.
Oczywiście, ja napisałam w wielkim skrócie, jakby upraszczając wszystko. Tu każdy może snuć własne refleksje.
Od dłuższego czasu zadaję sobie pytanie, czy jestem gotowa cierpieć dla Chrystusa. Jak bym się zachowała, gdyby trzeba było ponieść jakieś męczeństwo za wiarę.
Ukraińscy uciekinierzy w czasie wojny w miejscach, gdzie przebywali cierpieli tak, jak o tym pisał św. Paweł. Było to jednak cierpienie związane z wojną, z sytuacją straszną, ale nie o takie cierpienie mi chodzi. Chodzi mi o cierpienie stricte za wiarę i Chrystusa.
Zawstydziły mnie dziś te słowa, oj zawstydziły. Kiedyś bardzo lubiłam rozważać mękę i robiłam to naprawdę często i codziennie. To też pomogło mi w przetrwaniu najtrudniejszych dni ,mojego życia. Pomogło mi przetrwać, dodało odwagi do życia następnego dnia, odwagi także do podejmowania i wprowadzenia bardzo trudnych decyzji. Mówiłam bowiem, że jeżeli Pan Jezus wytrwał, ja też mogę.
A dziś, kiedy jest już dobrze ... cóż. Lubię rozważać, ale nie robię tego codziennie. Myślę, że wtedy to robiłam z potrzeby serca i Pan Bóg sam mnie "pilnował", bo wiedział że tego będę potrzebować. Teraz też chciałabym do tej praktyki wrócić z potrzeby miłości do Boga. Diś Ojciec Pio mi to uświadomił.
"Nie ma innego mostu do nieba niż krzyż" /Abraham z Santa Clara/.